piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 9

Usiedliśmy z Neymarem przy stole, pod którym już spał Alexis.
Nie chcieliśmy mu przeszkadzać, więc Ney z Alvesem przenieśli go pod inny stół.
Leo z Anto i Geri z Shaki siedzieli przy jednym stole i zupełnie odłączyli się od reszty wesołego towarzystwa.
Może mieli gorszy dzień.
Nie chciałam pytać.
Valdes, Pinto, Alves, Puyol, Mascherano, Bartra, Alba, Montoya, Adriano, Fabregas, Xavi, Iniesta, Jona, Busquets, Song, Alexis, Pedro, Tello - Ci wszyscy świętowali i przyszli sami.
Alves i Alexis byli już nieźle wstawieni ale w końcu mogli się wyszaleć.
Jona, Alba, Bartra, Busquets i Tello tańczyli dobre półtorej godziny.
Valdes, Puyol, Mascherano, Adriano i Pedro nie wiedzieli gdzie są.
Fabsio, Song i Pinto udawali, że są na wojnie i rzucali w siebie jedzeniem, które miało zastępować granaty krzycząc, że wszyscy są martwi.
Dla odmiany Montoya, Xavi i Iniesta za wszelką cenę próbowali zachęcić Leo i Gerarda do zabawy ale na próżno.
My z Neyem chcieliśmy trochę odpocząć po naszych tańcach-połamańcach, w których to każdy tańczył z każdym, a przypominam, na parkiecie byli jeszcze Jona, Alba, Bartra, Busquets i Tello.

~~~

Zabawa trwała do białego rana.
Musieliśmy wracać do domów.
W moim przypadku miał to być hotel lecz Ney stwierdził, że wracam z nim do jego domu i nie mam nic do gadania.
Zgodziłam się więc, nie potrafiłam Mu zaprzeczyć.
Bardzo nie chciałam się ze wszystkimi żegnać.
Zdążyłam zżyć się ze wszystkimi.
Lecz najgorsze co mnie czekało to powiedzenie im tego, że za pięć dni wracam do siebie.

~~~

Byliśmy już w drodze do domu Neya.
Nie odzywałam się od początku drogi.
Myślałam, jak mu to powiedzieć.
Chciało mi się płakać, ale wstrzymywałam łzy.
Widać było, że jest zmartwiony moim stanem.
Próbował nawet zapytać się, co mi jest ale nie chciałam odpowiadać.
Wiedziałam, że jeśli tylko otworzę usta przełamię barierę i łzy zaczną mi lecieć samowolnie.
Zaciskałam więc tylko wargi i powieki najmocniej, jak potrafiłam.

~~~

Dojechaliśmy na miejsce.
Samochód zaparkował przed śliczną, białą willą.
Dookoła rósł perfekcyjnie przystrzyżony żywopłot.
Wysiedliśmy i udaliśmy się w stronę furtki.
Ney otworzył drzwi.
W środku było bardzo przytulnie.
Białe, nowoczesne meble.
Duża kuchnia i ogromny telewizor.
Zdjęłam buty i usiadłam na kanapie.
Neymar przyniósł mi szklankę soku pomarańczowego i usiadł obok.
Spuścił głowę i wpatrywał się w ziemie.
- Isabel, co Ci jest? - zapytał z troską w głosie - jeszcze wczoraj się bawiłaś, uśmiechałaś. A dzisiaj? - i jego wzrok powędrował na moją smutną twarz.
Musiałam się w końcu odezwać.
Wiedziałam, że nie dam rady dłużej tego ukrywać.
- Za pięć dni wyjeżdżam. Wracam do domu. - powiedziałam to i od razu łzy zaczęły mi lecieć.
Ney wstał i podał mi rękę.
Chwyciłam ją niepewnie.
Wstałam a on przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
Wtuliłam się w niego i staliśmy tak jakieś dziesięć minut.
- Isabel, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? - odsunął się i złapał mnie za ręce.
- Bo bałam się, że te kilometry nas rozdzielą, rozumiesz? Chyba zdajesz sobie sprawę, jak kończą się związki na odległość... - po moim policzku spłynęła łza, którą chyba zauważył, bo przejechał po niej rękawem koszuli i starł ją.
- Słuchaj. Albo wyjeżdżamy razem, albo zostajemy razem. Nie widzę innego wyjścia. - i jego wzrok zatopił się w moich oczach...

__________________________________

Rozdział może troszkę króciutki, przepraszam.
Obiecuję się poprawić.
Dziesiątka prawdopodobnie jutro.
Dzisiaj już wezmę się za pisanie.
I zapomniałam.
Rozdział dedykuję Zosi, która tak na niego czekała. :D <3
Teraz już na pewno - cześć. ♥

2 komentarze: