sobota, 17 maja 2014

Epilog.

*TO możecie sobie puścić dla klimatu, jest lepiej*

Obudziłam się w niewielkim, białym pomieszczeniu.
Byłam podłączona do wielu aparatów.
Obejrzałam się w prawo.
Obok mnie leżał Alexis.
Nie oddychał samodzielnie, jego serce było słabe.
Głowę miał owiniętą w bandaże.
Szyję oplatał kołnierz.
Na jego widok rozpłakałam się.
Martwiłam się o to, czy przeżyje.
Przyglądałam mu się ocierając kolejne łzy.
On przecież nie mógł umrzeć, za bardzo go kochałam.
Potrzebowałam go.
Był dla mnie jak tlen, niezbędny do życia.
Nie mogłam go stracić, po prostu nie pogodziłabym się z tym.
On był dla mnie wszystkim.
Moim małym światem, który zawsze był przy mnie.
Pomagał mi, wspierał mnie w najtrudniejszych chwilach.
A teraz co?
Miałam go stracić przez jeden, głupi wypadek?
Zapewne w następnych salach leżeli Neymar z Reiną.
Nie wiedziałam, w jakim są stanie i czy w ogóle żyją.
Jaka ja byłam głupia...
Mogłam nie prosić jej o prowadzenie.
Mogłaby jeszcze żyć!
Z rozmyślania coś mnie wyrwało.
Usłyszałam jeden, ciągnący się dźwięk.
Było to coś w rodzaju pisku.
Wiedziałam, że to koniec.
On umiera - lekarze nic z nim nie zrobią.
Załamałam się.
- Już zawsze będę przy tobie. - powiedziałam resztkami sił.
Czułam tylko ucisk w klatce piersiowej i to, jak moje serce nagle kruszy się na miliony kawałeczków i zwalnia szybko, szybciej...
W końcu przestało bić, ja i mój narzeczony umarliśmy z miłości...


"Powodem dla którego śmierć tak mocno trzyma się życia nie jest biologiczna konieczność, lecz zawiść. 
Życie jest tak piękne, że śmierć się w nim zakochała zazdrosną, zaborczą miłością, która zagarnia wszystko, co się da. "

__________________________________

I takim akcentem kończymy to opowiadanie.

Muszę przyznać, że uroniłam łezkę jak pisałam ten epilog.
No cóż, ciężko będzie mi się pożegnać z tym blogiem, jest moim pierwszym, przywiązałam się.
Ale teraz zaczynam nowe opowiadanie, startujemy w niedzielę, 25 maja.
Już teraz możecie zapoznać się z bohaterami:
http://tal-vez-quieras-amor.blogspot.com/
W ogóle, dzisiaj gramy ważny mecz.
BARCA, DO BOJU!



sobota, 3 maja 2014

Rozdział 25

***3 miesiące później***


Te 3 miesiące minęły tak szybko...
Dzisiaj miał być dzień ślubu.
Stałam przed lustrem ostatni raz oglądając moją sukienkę.
Była cudowna; biała, długa, ze złotymi zdobieniami.
Dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam.
Podekscytowana tą całą sytuacją Reina stała obok mnie.
Po tym jak zadzwoniłam do niej z wiadomością o ślubie, wsiadła w pierwszy samolot, który leciał do Barcelony.
Od zawsze obiecywałam jej, że zostanie moją świadkową.
I dotrzymałam słowa - miała mi towarzyszyć w tak ważnym dniu.
Cieszyło mnie, że była tak wspaniałą przyjaciółką.
Tak bardzo zależało mi na tym, żeby wyglądać jak najlepiej.
Wiedziałam, że Reina ma dobry gust i pomoże mi w dopięciu wszystkiego na ostatni guzik.
Nie pomyliłam się.
Kiedy już upewniłam się, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik, ubrałam krótkie, białe futerko i zeszłam na dół.
Do kościoła miałam jechać samochodem.
Prowadziła Reina, moja świadkowa.
Mnie rozpierały emocje, które nie pozwoliłyby mi na prowadzenie samochodu...


***OCZAMI ALEXISA***

Stałem przed lustrem, przeglądałem się jak to zazwyczaj się robi przed ślubem.
Poprawiałem kołnierz koszuli, zapinałem marynarkę i poprawiałem fryzurę.
Byłem bardzo zestresowany.
W głowie miałem obraz Isabel przebranej w piękną, białą, długą suknię.
- Wszystko okej? - z myślenia i rozmarzania wyrwał mnie stojący obok Neymar.
- Tak, tak. - uśmiechnąłem się.
- Będzie dobrze - powiedział mój przyjaciel, uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu.
To może wydawać się dziwne, że moim świadkiem miał być akurat on.
Przecież Isabel była najpierw jego.
Na całe szczęście pogadaliśmy i wybaczyliśmy sobie.
Nie mogliśmy pokłócić się o dziewczynę.
Zbyt długo się znaliśmy, żeby popsuć tak długą przyjaźń.
- Gotowy? - zapytał Ney, który miał być kierowcą.
- Gotowy. - uśmiechnąłem się i ruszyłem do wyjścia.
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do samochodu...

***OCZAMI ISABEL***

Mijały kolejne minuty drogi.
Wraz z Reiną jechałyśmy już pół godziny.
Kościół, w którym miała odbyć się ceremonia był godzinę drogi z domu.
Śpiewałyśmy piosenki, cieszyłyśmy się razem i przypominałyśmy sobie nasze historie z dzieciństwa.
Tak dawno jej nie widziałam.
Musiałam opowiedzieć jej wszystko.
O Neymarze, o zgrupowaniu, pobycie w hotelu.
Wszystko było takie cudowne.
W pewnej chwili poczułam, jak samochód zarzuca nas w lewo.
Ostatnie co zobaczyłam przed utratą przytomności to samochód Alexisa i Reinę, z której głowy leciała krew...


***OCZAMI ALEXISA***

Właśnie byliśmy w drodze do kościoła.
Neymar siedział na siedzeniu kierowcy wesoły.
Planowaliśmy już jakąś imprezę z okazji ślubu, który miałem brać już za chwilę.
Ney przełączał stację w radiu, kiedy nagle nie zapanował nad kierownicą.
Samochód odbił w lewo i zderzył się z innym samochodem.
Uderzyłem głową w przednią szybę i zakręciło mi się w głowie.
Ostatnie co zauważyłem to pojazd Isabel i Neymara, który był już nieprzytomny...

__________________________________

No i 25, czyli ostatni i najbardziej chaotyczny rozdział.
Dzisiaj dodaję dwa, bo wyjeżdżam w czwartek i no. :)
Myślę, że 17 maja powinien pojawić się epilog a jakoś 25, czyli w niedzielę startujemy z nowym opowiadaniem o Jordim i Pilar. :))

Rozdział 24

Po długim i pełnym emocji pożegnaniu, wróciliśmy do domu.
Podróż powrotna minęła szybko i bezproblemowo.
Była sobota - dzień urodzin Neymara.
Zanim impreza się rozpoczęła pojechałam wcześniej sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Zdziwiłam się wchodząc do mieszkania Alvesa.
Każdy element był dopracowany.
Piłkarze siedzieli tam już, zupełnie trzeźwi.
W tym również drużyna reprezentacji Brazylii, za którą się stęskniłam.
A solenizanta jeszcze nie było.
Oscar mówił, że Ney miał zadzwonić, kiedy wyjedzie z biura.
Musiał załatwić jakieś formalności.
Alexis nie mógł wytrzymać i pochwalił się już, że zostaniemy małżeństwem.
Po serii gratulacji, oklasków i wrzasków ktoś zadzwoniłam do drzwi.
- Chować się, wszyscy! - powiedział Alves tonem, którego nie mógł słyszeć Neymar.
Każdy znalazł swoje miejsce.
Za szafkami, w szafkach, pod stołem, za kanapą, za drzwiami - wszędzie.
Alves zgasił światło i otworzył drzwi.
- Czeeść, jak dobrze, że jesteś - powiedział wesoło - wejdź.
Neymar powoli wszedł.
Nagle wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek i krzyknęli:
- NIESPODZIANKA!!!
Hulk bawił się w DJ'a i od razu puścił muzykę.
Ney stał i uśmiechał się wesoło.
Przywitał się z każdym i zabawa się zaczęła...

~~~

Muzyka leciała z każdej możliwej strony.
Po całym domu walały się balony i serpentyny.
Wszyscy leżeli tak wstawieni, że nie wiedzieli, jak się nazywają.
Fabs i Pique byli obok siebie.
- No chodź, kochanie. - mamrotał przez sen Pique przyciągając Fabregasa do siebie.
- Zostaw mnie gejuchu! - zaczął go odpychać Cesc.
Sytuacja wyglądała tak komicznie, że nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Alexis siedział obok mnie.
Śmiał się równie głośno, jak ja.
O dziwo nikogo tym nie obudziliśmy.
Stwierdziłam, że skoro wszyscy śpią to my też powinniśmy.
Wtuliłam się w niego i zasnęliśmy na siedząco...
Obudziło nas coś głośnego.
To tylko Cesc próbował zrobić śniadanie, które mu zupełnie nie wychodziło.
Kiedy otworzył szafkę z garnkami, wszystkie na niego wypadły robiąc przy tym wiele hałasu.
Po cichu odkopał patelnię i poukładał garnki na swoich miejscach.
Przyglądałam się Fabsowi, czego zupełnie nie zauważył.
Był tak pochłonięty swoją robotą.
Usmażył sobie jajecznicę i pochłonął ją całą w kilka minut.
Po obserwacji ponownie pogrążyłam się w śnie.
Byłam strasznie zmęczona...

~~~

- Najwyższa pora wracać! - szturchnęłam Alexisa w ramię.
- A która jest godzina? - jęknął.
- Dochodzi już szesnasta.
Sanchez szybko zerwał się na nogi.
Nie myślał, że przeleżymy tam tyle godzin.
Ja również wstałam, ubrałam kurtkę i pożegnałam się ze wszystkimi.
Wyszliśmy, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu.
W sumie, to nie było się gdzie spieszyć.
Alexis miał wolne od treningów.
A ja - nie pracowałam.
Mieliśmy sporo czasu dla siebie.
Mogliśmy ze spokojem planować nasz ślub, który miał odbyć się niedługo.
Byłam szczęśliwa, że to właśnie z Alexisem będę mogła związać się na zawsze.
Przynajmniej mam nadzieję, że na zawsze.
Uśmiechnęłam się do siebie i obróciłam głowę w prawo.
Za szybą samochodu widać było malownicze krajobrazy i naszą willę.
Tak, na reszcie mogę mówić "naszą".
Dojechaliśmy już do domu.
Wysiedliśmy i weszliśmy do środka.
Wszystko było zupełnie tak, jak przed naszym wyjazdem.
W sumie, to nie wiele mogliśmy tu zrobić od czwartku.
Zdjęłam kurtkę i pognałam do salonu.
Usiadłam na kanapie i włączyłam mój ulubiony serial.
Sanchez usiadł obok mnie, i siedzieliśmy tak przez kilka dobrych godzin.
Potem wpadł Jona z kilkoma innymi chłopakami i razem grali w Fifę.
Ja nareszcie miałam trochę czasu dla siebie.
Poszłam na górę i wykąpałam się, pomalowałam paznokcie i położyłam.
Późną nocą przyszedł Alexis. 
Wczołgał się do łóżka, objął mnie i razem zasnęliśmy...

__________________________________

No więc jest cudowna 24.
Nie mam nic do napisania o tym rozdziale, nie jestem w pełni zadowolona.
Ostatnio większą uwagę zwracam na pisanie opowiadania na drugi blog. :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 23

Oglądanie zdjęć przerwał nam Alexis.
Wszedł do pokoju i spiorunował spojrzeniem albumy, po czym speszony szybko zamknął je i pobiegł gdzieś schować.
Ja wraz z jego mamą nie mogłyśmy powstrzymać się od śmiechu.
Widok zawstydzonego Chilijczyka był przekomiczny.
Kiedy wrócił, jego mama stwierdziła, że nie będzie przeszkadzać.
Usiadł obok mnie i popatrzył w moje oczy.
- Błagam, powiedz, że nie widziałaś wszystkiego...
Nie mogłam wytrzymać.
Coś w środku we mnie pękło i zaczęłam się histerycznie śmiać.
- Oj Alexis, Alexis... Widziałam więcej, niż Ci się wydaje.
Chłopak zaczerwienił się lekko i uśmiechnął.
- Ale nie martw się, i tak byłeś przystojny.
Oboje zaśmialiśmy się i opadliśmy na łóżko.

~~~

Nie wiedziałam nawet kiedy udało nam się zasnąć.
Przespaliśmy pół dnia.
Już jutro wieczorem wracamy do Barcelony.
Myślałam, że obudzę się przed Alexisem.
O dziwo leżał podparty na łokciu i przyglądał mi się uważnie.
Uśmiechnęłam się do niego i dźgnęłam go w brzuch.
Oczywiście nie odbyło się bez większej wojny na poduszki, łaskotanie i dźganie.
Zmęczona już zupełnie skoczyłam na łóżko i położyłam się wygodnie.
Miał być obiad, ale nie poszłam na niego.
Po prostu mi się nie chciało.
Leżąc myślałam o planie imprezy urodzinowej dla Neya.
Wysłałam kilka smsów do Daniego z propozycjami.
Oczywiście zgodził się na każdy pomysł, bo razem z Oscarem nie mogli nic wymyślić.
Wiedziałam, że zajmą się tylko i wyłącznie sprawami alkoholu, bo w tym są zorientowani najlepiej.
W sumie to cieszyłam się, że mogę zorganizować tą imprezę.
O Neymarze miałam sporo pojęcia, w końcu byłam z nim.
Po kilku godzinach Alves napisał, że wszystko jest gotowe. 
Bałam się pomyśleć, co oni tam wykombinowali no ale cóż...
Wróciłam myślami do Chile.
Była już dziewiętnasta.
Zeszłam na dół, żeby pomóc w przygotowaniu kolacji.
Babcia i mama Alexisa krzątały się po kuchnii cały czas coś mieszając i przyprawiając.
Ja nakryłam do stołu i nakładałam porcję czegoś w rodzaju lazanii. 
Kiedy wszystko było gotowe, cała rodzina zasiadła przy stole.
Po kolacji poszłam spać, żeby się wyspać - w końcu jutro powrót...

~~~

Było wcześnie rano.
Alexis leżał na podłodze.
Zaśmiałam się cicho, bo przecież zasypiał obok mnie, na łóżku.
Przykryłam go kocem i podłożyłam poduszkę pod głowę.
Poszłam na dół, zjadłam jakieś szybkie śniadanie i wróciłam budzić Alexa.
Rzuciłam w niego poduszką.
On podskoczył i zauważył mnie od razu.
Uśmiechnął się i pocałował. 
Ja odwzajemniłam jego czynności.
Po wymienieniu czułości, poszłam do łazienki się umyć, uczesać i przebrać.
Wybrałam krótkie spodenki, bluzkę Barcy z "9" i imieniem "Alexis".
Do tego jakieś wygodne trampki.
Przejrzałam się jeszcze w lusterku i wyszłam z łazienki.
Spakowałam już resztę ciuchów, które zabrał Sanchez.
Teraz tylko czekać na wieczór.
Co prawda będę tęsknić za matką i babcią mojego narzeczonego.
Obie są wspaniałymi kobietami, które od razu polubiłam.
Oczywiście, jego tata również wywarł na mnie pozytywne wrażenie.
Miał takie samo poczucie humoru jak Alexis.
Albo to Alexis miał takie samo poczucie humoru jak on...
No nie ważne.
Oboje byli do siebie podobni charakterami.
Sanchez siedział właśnie na dole pochłaniając śniadanie.
Zeszłam do niego po cichu i schowałam się za drzwiami.
Czekałam, aż wyjdzie.
Chciałam go wystraszyć.
Udało mi się.
Kiedy wychodził z kuchni, wyskoczyłam przed niego.
On zaś wrzasnął jak mała dziewczynka.
Zaśmiałam się i pocałowałam go.
Siedzieliśmy w pokoju i niczym się zorientowałam, było trzeba wyjechać...

__________________________________

No i jest, 23.
Nie jestem z niego jakoś specjalnie zadowolona, ale nic z tym nie zrobię.
Wczoraj odszedł wielki człowiek - Tito Vilanova.
Tito, gràcies per tot!





czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 22

Szliśmy gdzieś z Alexisem a ja zupełnie nie wiedziałam gdzie zmierzamy.
Dotarliśmy na piękną plażę.
Słońce zachodziło.
Usiedliśmy więc na piasku i przyglądaliśmy się mu.
Kiedy już ostatnie promyki rozświetlały plażę, Alexis pomógł mi wstać.
On sam szukał czegoś w kieszeni.
Widać było, że jest lekko zdenerwowany.
W końcu znalazł to co chciał.
W ręku trzymał niewielkie bordowo-granatowe pudełeczko.
Uklęknął przede mną a moim oczom ukazał się cudowny, złoty pierścionek.
- Isabel. Długo przygotowywałem kwestię, której musiałem zapomnieć w najważnejszej chwili mojego życia.
Ale mam jedno zasadnicze pytanie... Wyjdziesz za mnie?
Popłakałam się.
Z radości oczywiście.
Stałam tak jeszcze przez chwilę.
- Tak, tak, tak! - powiedziałam i pocałowałam go.
Założył pierścionek na mój serdeczny palec i przytulił mnie mocno.
Teraz miałam pewność, że mam skarb, który zostanie ze mną na zawsze.
Byłam obecnie najszczęśliwszą osobą na świecie.
- Najwyższy czas wrócić do domu. - uśmiechnął się do mnie mój narzeczony.
Narzeczony - jak to cudownie brzmi.
Splótł nasze palce i ruszył w stronę ulicy, na której znajdował się jego rodzinny dom.

~~~

Kiedy weszliśmy do środka wszyscy już na nas czekali.
- Przepraszamy za spóźnienie... - powiedziałam.
- Nic się nie stało. - odpowiedziała z uśmiechem babcia.
Ona doskonale wiedziała, co się stanie.
Odwzajemniłam jej uśmiech i usiadłam przy stole obok Alexisa.
- Kochani, mamy Wam coś do powiedzenia... - Sanchez wstał i dodał - ja i Isabel pobieramy się.
Jego rodzina zaczynała nam gratulować, cieszyć się i wszystko na raz.
Ja również byłam zadowolona z tego, że tak pozytywnie to przyjęli.
Cały dzień minął tak szybko...
Będzie trzeba jeszcze powiadomić chłopaków z drużyny, Shaki, Anto...
Wiedziałam, że mogę na nie liczyć i że z chęcią pomogą mi w przygotowaniach do ślubu.
A chłopaki będą mieli kolejny powód do imprezowania.
Z uśmiechem poszłam się położyć spać.
Byłam strasznie zmęczona...

~~~

Rano obudziłam się z poczuciem, że ktoś leży obok.
Nie pomyliłam się.
Przy mnie jak zwykle spał Alexis.
Pocałowałam go delikatnie tak, żeby go nie obudzić i poszłam wziąć prysznic.
Po kąpieli owinęłam włosy w ręcznik i przebrałam się.
Makijaż ogarnęłam w miarę szybko jak na mnie.
Byłam już gotowa na przedostatni dzień w Chile.
Zrobiłam śniadanie dla całej rodziny.
Lubiłam to robić.
Przygotowałam miejsca przy stole dla wszystkich i usiadłam wygodnie popijając herbatę.
- Zostawiłaś mnie. - powiedział schodzący po schodach Alexis z udawanym oburzeniem.
- Oj przepraszam no. - uśmiechnęłam się i przytuliłam go.
- Oo, śniadanie. Jak miło. - powiedział.
- Tylko nie zjedz wszystkiego. - zaśmiałam się.
Do kuchni weszli jego rodzice i babcia.
- No, Isabel, postarałaś się. - powiedzieli zgodnie.
Byłam zadowolona, że udało mi się zaplusować.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się promiennie.
Wszyscy przystąpili do jedzenia.
Po śniadaniu pognałam na górę, żeby popakować niepotrzebne już rzeczy.
Połowa walizki była zapełniona.
Już jutro wracamy do domu a w sobotę urodziny Neya.
Właśnie...
Miałam pomóc chłopakom w przygotowaniach.
Ale miałam na to jeszcze dwa dni.
Kiedy już nas spakowałam położyłam się.
Obok mnie usiadła mama Sancheza.
- Isabel, masz może ochotę pooglądać zdjęcia Alexisa z dzieciństwa?
Zaśmiałam się.
- No jasne! - odparłam entuzjastycznie.
Już po chwili rodzicielka Sancheza siedziała koło mnie z trzema ogromnymi albumami.

__________________________________

Rozdział wyjątkowo w czwartek, dopóki jeszcze internet działa.
Znając życie i tak się wyłączy, więc korzystam póki mogę. :)
Następny przepisowo w sobotę, o ile modem będzie ze mną współpracował.

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. :)
Pozdrówki. :*

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 21


Po śniadaniu posiedzieliśmy w salonie.
Do Alexisa ktoś zadzwonił.
Przez pół godziny krążył po całym pokoju rozmawiając przez telefon.
W końcu zakończył rozmowę.
Był wyraźnie ucieszony.
Powiedział tylko:
- Ubieraj się, dzisiaj wyjeżdżamy.
Nie wiedziałam gdzie ma zamiar jechać.
Zrobiłam to, co mi kazał.
Umalowałam się jeszcze i uczesałam włosy.
Alexis w tym czasie też zajmował się sobą.
Kiedy czekałam na dole zbiegł po schodach i w locie złapał mnie za rękę.
Otworzył mi drzwi do samochodu i sam zajął miejsce kierowcy. 
- Czy możesz powiedzieć mi, o co chodzi i gdzie się tak spieszymy? 
Sanchez odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
- Jedziemy do mojej rodziny, do Chile. 
Szczęka mi opadła.
Do jego rodziny?
Jak to?
Przecież nie byłam gotowa.
- No to zaskoczyłeś mnie trochę. Jak długo masz tam zamiar być?
- Trzy dni. - odpowiedział wesoło.
- Trzy dni? Przecież nie mamy spakowanych walizek...
- Spokojnie Kochana, zająłem się tym. - machnął lekko głową na tylne siedzenia.
Odwróciłam się.
Leżała tam walizka.
"Okej" pomyślałam.
Miałam tylko nadzieję, że spakował jakieś w miarę dobre I CZYSTE ubrania.

~~~

Po kilku godzinach spędzonych na lotnisku siedzieliśmy już w samolocie.
Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na lotnisko w Barcelonie i samolot ruszył.
W miarę szybko znaleźliśmy się na wysokości, gdzie można było odpiąć pasy.
Wyjęłam z torby laptopa i postanowiłam sprawdzić Facebooka.
100 wiadomości nieodebranych, ponad 200 powiadomień i 30 zaproszeń do znajomych.
Chyba pobiłam rekord.
Nie chciałam odbierać wiadomości, przyjmować zaproszeń ani przeglądać powiadomienia o tym, że znajomy zaprosił mnie do zagrania w grę.
Męczyły mnie już takiego typu wieści więc zamknęłam laptopa.
Obróciłam głowę w lewo.
Obok mnie siedział śpiący Alexis.
Założę się, że przespałby nawet wojnę.
Uśmiechnęłam się do siebie i również pogrążyłam się we śnie...
Obudził nas powiew wiatru.
Wylądowaliśmy.
Przez okienko samolotu wdzierało się Chilijskie słońce.
Alexis uśmiechnął się do siebie i pocałował mnie delikatnie.
Wyszliśmy ze środka i udaliśmy się do autobusu, który miał za zadanie dowieść nas do hali przylotów.
Nadszedł najdłuższy i najbardziej nudny moment - czekanie na walizki.
Na taśmie pojawiały się te same walizki.
Nigdzie nie było widać naszej.
Już zaczynałam się zamartwiać, kiedy w końcu pojawiła się.
Na samym końcu wjechała nasza średniej wielkości, czarna walizka z czerwoną wstążką.
Alexis złapał walizkę i chwycił mnie za rękę.
Przed lotniskiem miał czekać jego tata José, który miał zawieść nas do rodzinnego domu Alexisa.
Tak też było.
Po wyjściu zauważyliśmy pogodnego mężczyznę idącego w naszym kierunku.
W pierwszej kolejności przywitał się ze swoim synem.
Przytulali się przez chyba 15 minut.
Następnie podszedł do mnie.
- A Ty musisz być tą dziewczyną, o której Alexis tyle mi opowiadał. Isabel, prawda? - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Tak, proszę pana, Isabel. - oblana rumieńcem po jego ostatnich słowach uścisnęłam delikatnie rękę José, którą pocałował jak na dżentelmena przystało.
Teraz już wiem, za kim Alexis to ma.
Wsiedliśmy wspólnie do samochodu i ruszyliśmy. 

~~~

Przejeżdżaliśmy przez wiele urokliwych uliczek aż w końcu dotarliśmy.
Zaparkowaliśmy przed dwupiętrowym, sporym domkiem.
Był biały a jego dach czarny.
Widać było, że właściciele o niego dbają.
Alexis otworzył mi drzwi i zabrał walizkę.
Weszliśmy do środka.
Przywitały nas babcia i mama Alexisa.
Obie były bardzo wesołymi i pogodnymi kobietami.
Po zaprzyjaźnieniu się z jego rodziną nadszedł czas na obiad.
Byłam potwornie głodna.
W końcu nie jadłam nic od kilku godzin.
Poszłam do kuchni.
Stała tam babcia Alexisa gotująca obiad.
- Pomóc w czymś? - podeszłam do niej i uśmiechnęłam się.
- Nie, nie trzeba. - odpowiedziała - możesz zrobić dla mnie tylko jedno...
Odwróciłam głowę w jej stronę.
- Słucham.
- Obiecaj mi, że nigdy nie zostawisz Alexisa...
Spojrzałam na nią i zaśmiałam się. 
- Nawet nie miałam tego w planach. 
Babcia uśmiechnęła się.
- To dobrze. Nie wiesz nawet, jak bardzo mu na Tobie zależy i jakie ma co do Ciebie plany.
Po tych ostatnich słowach pogrążyłam się w myśleniu.
O czym wiedziała babcia Alexisa?
Otrząsnęłam się z myślenia kiedy do kuchni wszedł Sanchez.
- Długo będziemy musieli czekać? Zgłodniałem. - zaśmiał się.
- Spokojnie, jeszcze chwila. - odparła babcia.
Alexis pokazał, że mam iść z nim.
- Babciu, idziemy się przejść. Wrócimy potem.
Kobieta zgodziła się, puściła mi oczko i wróciła do pracy...

__________________________________

Dzisiaj znowu później, ale musiałam wyjechać o 8:30 i wróciłam niedawno do domu. :)
Mam nadzieję, że się spodoba.
Rozdział zadedykuję Gosi , która jest wierną czytelniczką i czeka na następnego bloga. :D
Poza tym chciałabym Wam podziękować za równe 1000 wyświetleń, jesteście wspaniali. ♥
Miłego wieczorku, cześć. :)

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 20

Byliśmy już w hali odlotów.
Ja, Oscar, Neymar i Alves.
Reszta piłkarzy machała nam jeszcze.
Odmachaliśmy im i ruszyliśmy w stronę autobusu, który miał podwieść nas do samolotu.
Wchodząc po schodach ostatni raz spojrzałam na Brazylię, i zniknęłam w samolocie.
Alves gadał z Neymarem o jego urodzinowych planach.
Wysłałam sms'a Alexisowi i usiadłam obok Oscara.
- Cieszysz się w ogóle, że przeprowadzam się do Barcelony? - spojrzał na mnie.
- No pewnie, że tak! Będę miała mojego najlepszego przyjaciela przy sobie. - uśmiechnęłam się.
On postąpił tak samo...
Cała droga minęła w spokoju.
Obudziłam się czując, że ktoś leży na moim ramieniu.
Był to śpiący Oscar.
Odwróciłam lekko głowę i zaśmiałam się.
Zobaczyłam Alvesa, który opierał się o Neya a On zaś leżał na Danim.
Wyglądali jak śpiące, słodkie bliźniaki.
Zrobiłam im zdjęcie, żeby je potem pokazać.
Mieliśmy zapinać pasy.
Szturchnęłam lekko Oscara, następnie zrobiłam to samo z Neyem i Alvesem.
Podczas lądowania nie było żadnych problemów.
Kiedy wysiedliśmy z samolotu, przywitało nas wschodzące słońce.
Uśmiechnęłam się do siebie i pognałam po bagaż.
Oświadczyłam chłopakom, że już niedługo się zobaczymy i uściskałam ich.
Wyszłam z hali przylotów i ujrzałam Jego.
Stał oparty o samochód i czekał na mnie.
W ręku trzymał bukiet cudownie kolorowych kwiatów.
Podbiegłam do Niego i rzuciłam mu się na szyję.
On objął mnie delikatnie.
- Isabel, tęskniłem, wiesz? - spojrzał na mnie i pocałował w czoło.
- Ja też, Alexis. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
Sanchez obdarzył mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i wręczył mi bukiet.
Włożył walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi.
Zajęłam miejsce na fotelu obok niego i czekałam.
Wsiadł do samochodu i zaśmiał się.
- Czas na niespodziankę. Gotowa? - odwrócił głowę w moją stronę.
Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam:
- Nie wiem na co mam być gotowa skoro nie wiem o co chodzi, ale chętnie się dowiem. - uśmiechnęłam się słodko.
- No to jedziemy w takim razie.
Byłam ciekawa, gdzie zawiezie mnie Alexis i co mnie tam czeka.
Przymknęłam oczy i przysnęłam.

~~~

Obudził mnie Sanchez.
Staliśmy przed Camp Nou.
Szczerze?
Nie spodziewałam się tego, że tu przyjadę od razu po powrocie.
Miałam nadzieję, że niespodzianką nie będzie kolejny trening.
Nie miałam racji.
Weszliśmy do środka.
Przeszliśmy przez tunel, który prowadzi na stadion.
To, co zobaczyłam było piękne.
Wszyscy piłkarze Barcy ( niektórzy wraz ze swoimi partnerkami) stali pod wielkim szyldem z napisem " Witaj w domu Isabel!! :) ".
Uśmiechnęłam się i uściskałam wszystkich.
Na całym stadionie walały się balony i serpentyny.
Na środku stał stolik z tortem, na którym pisało "Tęskniliśmy! :D".
Pokroiłam go i każdemu wręczyłam kawałek.
W rogach stały wielkie cztery głośniki z których rozbrzmiewała muzyka puszczana przez Jonathana.
Cieszyłam się, że chłopaki o mnie pamiętali.
Po kilkugodzinnej zabawie powitalnej na stadionie wraz z Alexisem wróciliśmy do domu.
Zdziwiło mnie to, że było tam całkowicie czysto.
Byłam zadowolona z tego powodu, ponieważ nie musiałam niczego sprzątać.
Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor, w którym miała lecieć powtórka meczu.
Poczułam czyiś oddech na karku.
Wiedziałam, że był to Sanchez.
Odwróciłam się i pocałowałam go najdelikatniej i najdłużej jak potrafiłam.
Potrzebowałam tego.
Alexis odwzajemniał pocałunki, to samo robiłam ja.
Nie wiedziałam kiedy - znalazłam się z nim w sypialni.
Nareszcie mogłam mieć Go dla siebie.
Znowu poczułam jego bliskość, ciepło i miłość, której brakowało mi przez tydzień.
Zasnęłam wtulona w Sancheza...

~~~

Rano obudziły mnie wpadające przez okna promienie Barcelońskiego słońca.
Uśmiechnęłam się do siebie i usiadłam wpatrując się w okno.
Obróciłam się w drugą stronę.
Alexis jeszcze smacznie spał.
Przetarłam oczy i zaczęłam szukać szlafroka.
Leżał zupełnie po drugiej stronie pokoju.
Z resztą, inne ubrania też walały się wszędzie.
Zaśmiałam się pod nosem.
Poskładałam elementy garderoby na łóżku i zeszłam na dół zrobić śniadanie.
Zbiegłam po schodach i znalazłam się już w kuchni.
Otworzyłam lodówkę i pomyślałam, co mogę zrobić z dostępnych produktów.
Wyjęłam jakieś sery i szynki.
Chleb jak zwykle leżał w szafce.
Zrobiłam kanapki, zaparzyłam herbatę i czekałam, aż Alexis się obudzi.
Usiadłam na blacie obserwując fale rozbijające się o brzeg morza.
Miałam jeszcze okazję żeby pomyśleć o tym, co mnie spotkało w Barcelonie.
Gdybym nie dostała tego biletu od mamy...
Nic tak fantastycznego by mnie już nie spotkało.
Jestem pewna, że będę jej za to dozgonnie wdzięczna.
Zastanawiałam się, dlaczego akurat ja?
Jakim cudem zwykła dziewczyna została obdarzona miłością przez Neymara i Alexisa Sancheza.
No i jeszcze poznałam tylu wspaniałych przyjaciół...
Pewnie nigdy nie znajdę na to żadnego racjonalnego wyjaśnienia.
Moje przemyślenia przerwał schodzący po schodach Alexis.
- Dzień dobry kochanie. - powiedział radośnie i pocałował mnie - jak się spało?
Spojrzałam na niego i odpowiedziałam:
- Fatalnie.
Sanchez zrobił smutną minę.
Od razu dodałam:
- Bo musiałam wstać i zostawić Cię samego.
Chłopak spojrzał na mnie i pocałował w czoło.
- Isabel, ja zawsze jestem do Twojej dyspozycji.
Zaśmiał się jeszcze uroczo i przystąpił do konsumowania śniadania...

__________________________________


Objętościowo jako-tako.
Dzisiaj rozdział wyjątkowo późno, ale party... XDD

Jeszcze 5 rozdziałów i epilog.
Drugie opowiadanie już się pisze. :)
Miłego wieczoru, xo. ♥