środa, 26 lutego 2014

Rozdział 14

Rano obudził mnie jakiś hałas na dole.
Leżałam na łóżku przykryta kołdrą.

Byłam zdziwiona, bo zasypiałam przecież na podłodze.
Wiedziałam, że to sprawka Alexisa.
Chciałam zejść na dół sprawdzić, co On tam robi ale po prostu mi się nie chciało.
Próbowałam sięgnąć pilota, który leżał przy łóżku.
Niestety, wszystko tak potwornie bolało mnie po bitwie na poduszki, że nie dałam rady.
Ale nagle ktoś zjawił się w moim pokoju.
Był to Sanchez ze śniadaniem.
Na jego widok uśmiechnęłam się i od razu usiadłam na brzegu łóżka.
- Co dzisiaj mamy w ofercie szefa kuchni? - spojrzałam na niego.
On przyglądał się przez chwilę tacy i wydawało mi się, że układa sobie menu.
- Dziś specjalnie dla Pani jajecznica, sałatka z warzyw i szklanka soku. Na deser ciastko czekoladowo-waniliowe. 
Podeszłam do niego i od razu go pocałowałam.
Należało mu się za ten wysiłek.
Widziałam, że włożył dużo pracy w przygotowanie tego.
Na stoliku obok zauważyłam ogromny bukiet czerwonych róż.
W całym pokoju unosiła się przyjemna, delikatna woń kwiatów.
Alex podał mi tackę a ja zaczęłam jeść.
Wszystko było przepyszne.
Potem poszłam umyć zęby, przebrać się i ogarnąć.
Stanęłam przed lustrem.
Twarz orzeźwiłam sobie chlapnięciem zimnej wody.
Otarłam twarz miękkim ręcznikiem  i nałożyłam na nią krem.
Następnie przyszedł czas na zęby.
Na moją czarną szczoteczkę nałożyłam sporą ilość pasty i zaczęłam szorowanie.
Po piętnastu minutach poranną toaletę uważałam za zaliczoną.
Przyszedł czas na makijaż.
Składał się on głównie z tuszu do rzęs i błyszczyku.
Włosy upięłam w luźny kok.
Ubrałam się w czarne, długie legginsy, białą, luźną koszulkę i czarne vansopodobne trampki.

~~~

Na dole siedział Alex.
Grał w Fifę i był wyraźnie zdenerwowany, bo przegrywał 0:1.
Obok niego siedział Jona.
Triumfalnie się uśmiechał po zdobyciu tego jednego gola.
- Jonathan, jak miło mi Cię widzieć. - podeszłam do niego.
- Isabel, cześć! - wyszczerzył się na mój widok.
Przerwał grę i wstał aby mnie przytulić na przywitanie.
Alexis chrząknął.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
Lubiłam, kiedy był taki zazdrosny.
Wyrwałam się z objęć Jony i ruszyłam zająć miejsce obok mojego ukochanego.
Usiadłam i przyglądałam się ich grze.
Na ich twarzach wyraźnie malowały się emocje.
Miałam wrażenie, że przeżywają tą grę tak, jak każdy prawdziwy mecz.
W przerwie poszłam do kuchni, aby nalać im coś do picia i przynieś jakieś przekąski, bo popcorn się skończył.
Wyjęłam więc z szafki trzy szklanki i nalałam do nich coli.
W miskę wsypałam chrupki serowe i zaniosłam wszystko na stół.
- Kochana jesteś. - powiedzieli chórem i uśmiechnęli się do mnie.
Zaczęła się druga połowa.
Tyle wyzwisk, ile oni do siebie wykrzyczeli nie słyszałam nigdy.
- Ciota! - zaczął Alex.
- Frajer! - odciął się Jona.
- Nie umiesz grać!
- A Ty nie wiesz co to piłka!
- Bananowy chłopczyk!
- Idiota!
- Debil!
- Klepastar!
- Co to w ogóle znaczy? - zapytał się Alex.
Jonathan nie znał odpowiedzi więc obaj wybuchnęli histerycznym śmiechem.
Ja również nie mogłam się od niego powstrzymać.
Ich kłótnia wyglądała jakby kłóciła się dwójka dzieci w przedszkolu.

~~~

Po meczu, który zakończył się remisem 1:1 Jona i Alex siedzieli na kanapie i zajadali się resztką chrupek serowych, które były porozwalane wszędzie.
Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi domu Sancheza.
Był to Gerard.
Miał dla nas zaproszenie na jego imprezę urodzinową.
Oczywiście musieliśmy się koniecznie na nią wybrać.
W końcu były to jego 26 urodziny.
Tyle lat ma się tylko raz w życiu.
Jona musiał już iść.
Chciał się przygotować i pojechać po prezent dla solenizanta.
Ja z Alexem siedzieliśmy jeszcze chwilę w salonie.

~~~

Podzieliliśmy się zadaniami.
Ja szykowałam mi i Sanchezowi jakieś ubrania a on pojechał wybrać prezent dla Piqué.
Sobie wygrzebałam jakąś czarną sukienkę z kołnierzykiem.
Do niej dobrałam czarne szpilki i złote dodatki.
Alexisowi wybrałam białą koszulę, na której miała być założona czarna marynarka z garnituru.
Do czarnego kompletu dobrałam ciemny krawat z cieniutkimi, złotymi liniami.
Całość połączona ze sobą wyglądała idealnie.
Zaczęłam przygotowania.
Impreza miała zacząć się za półtorej godziny.
Alexisa wciąż nie było.
Ale wiedziałam, że on zawsze szybko się przygotowuje.
Umyłam włosy i wyprostowałam je.
Makijaż poprawiłam, usta pomalowałam czerwoną szminką.
Na końcu ubrałam sukienkę i byłam już gotowa do wyjścia.
Tymczasem przed domem zauważyłam auto Sancheza.
Wszedł do pokoju, podszedł do mnie i zamruczał mi do ucha:
- No no, Isabel, pięknie dziś wyglądasz. Z resztą, jak zwykle. - po czym sam zabrał się za przygotowania.
Wyszedł z łazienki po 30 minutach poprawiając krawat.
- Co mu kupiłeś? - zapytałam ciekawa.
Oboje wiedzieliśmy, że Geri miał zamiłowanie do nietypowych gadżetów.
- Odwiedziłem sklep z gadżetami i kupiłem mu grający krawat, pikselowe rękawice do gotowania bo to w końcu zdolny kucharz jest, i cukierkowe stringi. - uśmiechnął się.
- Krawat-okej, rękawice-okej ale CUKIERKOWE STRINGI?! - spojrzałam na niego - PO CO MU CUKIERKOWE STRINGI?!
- Żeby Shaki przeżyła z nim niezapomnianą, słodką noc.
Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Próbowałam sobie wyobrazić Gerarda w cukierkowych stringach.

~~~

Dochodziła dwudziesta - godzina rozpoczęcia imprezy.
Wsiedliśmy do czarnego Lamborghini Alexa i wyruszyliśmy w drogę.
Dojazd do domu Piqué nie zajął nam dużo czasu.
Kiedy byliśmy już na parkingu zauważyłam, że w środku palą się różnokolorowe światełka.
Zapukaliśmy do drzwi.
Otworzyła nam Shaki z Milanem na rękach.
- Witajcie. - uśmiechnęła się promiennie i wyściskała nas - jesteście pierwsi, Alexowi nie zdarza się to często.
Geri bawił się w DJ'a.
Cały czas zmieniał piosenki.
Ja i Alex złożyliśmy mu życzenia i podarowaliśmy prezent.
Otworzył go i omal nie tarzał się na ziemi ze śmiechu.
Nie dziwiłam mu się.
W końcu cukierkowe gacie to nie byle jaki prezent...
Gerard zniknął gdzieś na górze.
Ja z Shaki poznosiłyśmy przekąski a Alex bawił się z Milanem na dywanie w salonie.
Na stole stały już talerze z jedzeniem i alkohol.
Do drzwi zadzwonili następni goście.
Nagle zauważyłam, że ktoś zbiega ze schodów.
Był to Geri przebrany w... CUKIERKOWE STRINGI.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Nawet on śmiał się sam z siebie.
Podszedł do drzwi tanecznym krokiem i przywitał gości.
Byli to Sergio, Tello i Bartra.
Wszyscy trzej zwijali się ze śmiechu.
Reszta również nie pozostała obojętna.
Nawet Leo śmiał się tak głośno, że pewnie cała Barcelona go słyszała.

~~~

Była połowa imprezy.
Z głośników nadal rozbrzmiewała głośna muzyka.
Wszyscy tańczyli już lekko pijani.
Milan spał na górze.
Opiekowała się nim wynajęta przez Shaki niania.
W końcu nadeszła pora na wolne tańce.
Zaczęłam taniec z Alexisem.
Nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się dookoła.
Liczył się tylko on.
Po tańcach opadłam zmęczona na kanapę.
Niedaleko mnie siedział przygnębiony Neymar.
Coś ścisnęło mnie w sercu, kiedy na niego spojrzałam.
Odwróciłam szybko głowę i przypomniałam sobie, jak całował się z tą blondynką.
Miałam dość jego widoku, więc zmieniłam miejsce tak, aby go nie widzieć.
Alexis usiadł obok mnie i zaczął mnie całować.
Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać, więc mu się oddałam.

~~~

Siedzieliśmy tam już 4 godziny.
Wszyscy patrzeli na Gerarda, który nadal tańczył w swoich gatkach.
- Wiedziałem, że to będzie udany prezent. - zaśmiał się Alex.
Kiedy zmęczyło nas siedzenie i oboje byliśmy zmęczeni postanowiliśmy wrócić do domu.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wróciliśmy.
Ja kierowałam.
Alexis niestety wypił kilka drinków i wskazane mu było zajęcie miejsca pasażera.
Zaparkowałam idealnie, pierwszy raz w życiu.
Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się na górę.
Zasnęliśmy w tym, co mieliśmy na sobie.
Nie mieliśmy nawet sił, żeby się przebrać.

~~~

Obudziłam się rano.
Zeszłam na dół, aby się czegoś napić.
Byłam już w salonie, kiedy zauważyłam, że ktoś śpi na kanapie.
Zbliżyłam się i zobaczyłam...
Jordiego.
Co on tu robił i jak się dostał do domu Alexisa pewnie pozostanie tajemnicą.
Nie chciałam go budzić więc zrobiłam to co miałam zrobić i wróciłam po cichu na górę...

__________________________________

No to jednak się nie powstrzymałam. XD

Ale przynajmniej chciałam.
Jednak przekonało mnie ładne proszenie Oliwii, której dedykuje ten rozdział.

WPADAJCIE NA JEJ BLOGA:http://fcbarcelona-marzeniasiespelniaja.blogspot.com/
Uwierzcie mi, na prawdę warto. ♥
TYM RAZEM NA PEWNO, NA 1000% OBIECUJĘ, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE W PONIEDZIAŁEK.
Dobrej nocki, he. ♥


                                                                    
Moja piękna komputerowa tapeta. <3

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 13

Staliśmy wtuleni w siebie przez dobre pół godziny.
Kiedy już nam obu było za gorąco, wyrwaliśmy się z uścisku.
Alexis zaproponował mi, że mogę zamieszkać teraz z nim i że chętnie podzieli się ze mną jednym ze swoich pokoi.
- Słuchaj, nie chcę stwarzać Ci żadnego problemu ani się narzucać.
- Isabel, Ty pomogłaś mi kiedy miałem kryzys po zerwaniu, więc teraz ja pomogę Tobie.
Moim oczom ukazał się rządek śnieżnobiałych zębów.
- Nie wiem jak mam Ci dziękować... - powiedziałam ze łzami w oczach.
To były może łzy smutku, albo radości.
Lub najzwyczajniej wzruszyłam się tym, że mam takiego przyjaciela.
- Nie musisz mi dziękować.
- Wspaniale mieć takiego przyjaciela jak Ty. - pocałowałam go w policzek.
- Ta, przyjaciela.. - powtórzył cicho, prawie tak cicho, że nie usłyszałabym tego ale mój słuch mnie nigdy nie zawodził.

~~~

Dotarliśmy na miejsce.
Dom Sancheza wyglądał prześlicznie.
Umiejscowiony był bezpośrednio przy plaży.
Miał dwa piętra.
Od zewnątrz pierwsze było drewniane a drugie bielutkie jak śnieg.
Obok stał jeszcze garaż.
Za domem rosły niewielkie palmy.
- To co, wchodzimy do środka? - zapytał chłopak.
- No pewnie. - uśmiechnęłam się.
W środku było ślicznie.
Nowe meble, niektóre drewniane, niektóre nie.
Wszystko stwarzało jeden przytulny klimat.
- Chcesz coś do picia? - zapytał się Alexis, który zmierzał w stronę kuchni.
- Może być sok. - powiedziałam jednocześnie zdejmując buty.
Usiadłam wygodnie na krzesełku, które stało przy wysokim blacie w kuchni.
Patrzyłam na widoki przez okno.
Nagle zasłonił mi je Sanchez, podając mi szklankę soku pomarańczowego.
- Fajnie tu masz. - stwierdziłam biorąc łyka napoju.
- Wiem, sam urządzałem. - pochwalił się dumny Alexis.
- No to gratuluję. - uśmiechnęłam się.

~~~

Pogadaliśmy sobie jeszcze przez dłuższą chwilę.
W końcu mogłam wybrać sobie pokój.
Wybrałam jeden znajdujący się na piętrze.
Ściany były niebieskie, z okna rozlegał się widok na palmy i morze.
Był przecudowny.
Wygrzebałam z walizki piżamę i udałam się na poszukiwania łazienki.
Zajęło mi to więcej czasu niż się spodziewałam.
Ale w końcu sukces, udało się.
Znalazłam pomieszczenie, którego szukałam od pół godziny.
Łazienka była spora.
Znajdowała się w niej wanna, obok stał prysznic, toaleta i zlew.
Oprócz tego pralka i szafki.
Napuściłam wody do wanny i zaczęłam swoją przyjemną kąpiel, podczas której myślałam sobie o tym,
jak to wszystko szybko się potoczyło.
Najpierw Ney, potem Alex...

~~~

Kiedy leżałam i oglądałam jakieś filmy, do mojego pokoju ktoś pukał.
Wiedziałam, kto to, więc od razu pozwoliłam mu wejść do środka.
Alexis usiadł na krawędzi łóżka, żeby zachować odpowiednią odległość.
- I jak, dobrze Ci się tu mieszka przez te jak na razie kilka godzin? - spojrzał na mnie i uśmiechnął się słodko.
- No pewnie, że tak. - odparłam zadowolona.
Chłopak siedział cicho.
Widziałam, że coś go męczy ale nie wiedziałam co.
Żeby przerwać tą ciszę, chwyciłam leżącą najbliżej mnie poduchę i rzuciłam nią Alexisa.
Rozpętałam wojnę.
Po całym pokoju latały pióra, my skakaliśmy jak małe dzieci po łóżku i okładaliśmy się poduszkami przez pół nocy.
Sanchez próbował się nawet chować, ale bezskutecznie.
Za każdym razem znajdowałam go to pod łóżkiem, to za szafą.
W końcu zmęczeni opadliśmy na podłogę.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Obydwoje byliśmy pokryci pierzem i wyglądaliśmy jak kurczaki.
- Jeszcze nigdy się tak dobrze z nikim nie bawiłam. - przeturlałam się do niego.
- Wiesz, ja też. - podparł się na łokciu i popatrzył na mnie - słuchaj, Isabel...
Od razu przypomniała mi się akcja z Neymarem, kiedy właśnie tak zaczynał na pikniku.
Nie chciałam płakać.
przetarłam więc twarz rękoma i ponownie ułożyłam je na podłodze.
- Kontynuuj, Alexis. - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
Westchnął i zaczął mówić wszystko, co leżało mu przez tyle czasu na wątrobie.
- Wtedy, jak pierwszy raz Cię zobaczyłem na meczu to nie wiedziałem, że jesteś z Neyem. Bardzo chciałem Cię gdzieś zaprosić, ale reszta zaczęła się wtrącać.
No i wtedy przyszedł on. Przestałem robić sobie jakiekolwiek nadzieje, więc siedziałem cicho. Ale do rzeczy...
Bardzo mi się podobasz, jesteś śliczna, mądra, szczera i lubisz piłkę nożną. Więc chciałem się zapytać o to, czy nie zechciałabyś może zostać moją dziewczyną?
Wiem, że możesz mieć jeszcze uraz po Neymarze, zrozumiem, jeżeli odmówisz. I wiesz, nie chciałbym, żeby po tym jak Ci to powiedziałem nasze kontakty się w jakiś sposób popsuły... - popatrzył na mnie z odrobiną nadziei w oczach.
Nie potrafiłam patrzeć na jego oczy, kiedy wyraźnie biły smutkiem.
- Alex, głupolu. Wiesz przecież, że nasze kontakty nie zmienią się nigdy. To słodkie, co przed chwilą powiedziałeś... Zgodzę się ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spojrzał na mnie nieco bardziej rozpromieniony Sanchez.
- Przestaniesz zgniatać mi nogę. - wskazałam ręką na łokieć oparty na mojej nodze i zaśmiałam się.
On natychmiast wstał, podniósł mnie i pocałował.
Zrobił to tak delikatnie i czule, że aż miałam ochotę nigdy tego nie kończyć.

~~~

- Isabel, kocham Cię, wiesz? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Wiem, ja Ciebie też. - pocałowałam go w czubek nosa i uśmiechnęłam się.
Czułam się cudownie.
Nie przypuszczałam nigdy, że ja, 
Isabel Yazmin Canales będę w związku z posiadającym najśliczniejsze oczy i najpiękniejszy uśmiech chłopakiem, w dodatku piłkarzem.
W jego obecności zupełnie zapomniałam o Neymarze i jego dmuchanej blond laluni.
Leżeliśmy tak obok siebie na podłodze, kiedy nagle rozległ się dźwięk mojego dzwonka.
Dopiero teraz zobaczyłam, że mam 50 nieodebranych połączeń i 20 smsów.
Dzwonił Neymar..
Nie chciałam od niego odbierać.
Wiadomości też nie przeczytałam.
Nie obchodzi mnie, co się stało.
Wyłączyłam telefon i zasnęłam oparta o Sancheza..

__________________________________

Kurcze no.
Nie mogłam się powstrzymać i trzynastka jest dzisiaj. :D
Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie.
Dzisiaj znowu mam w planach napisać cztery kolejne rozdziały.
Mam czas do soboty.
Tak, w sobotę następny rozdział.

Tym razem powstrzymam się od wcześniejszego dodania.
MUSZĘ. c:
Dziękuję każdemu, który to teraz czyta, ha. ♥
                                                                          

                                                                                                     

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 12


Zupełnie nietrzeźwy, ledwo stojący na nogach.
Wpuściłam go do środka.
Co innego miałam zrobić?
Jeszcze idiota wpadnie pod auto i co?
Szkoda by mi go było.
Sanchez natychmiast mnie przytulił.
Nie wiedziałam, co się stało, więc byłam odrobinę oszołomiona.
Postanowiłam, że skoro dzisiaj i tak nic z niego nie wyduszę to pozwolę mu się u nas przespać.
Zaprowadziłam go do kanapy i przykryłam kocem.
Nie mogłam iść spać.
W takim stanie mógł sobie coś zrobić.
Postanowiłam więc, że będę go pilnować przez całą noc.
I tak też zrobiłam...

~~~

Rano Alexis obudził się oszołomiony.
Nie wiedział gdzie jest ani jak się tu znalazł.
Wytłumaczyłam mu, że przyszedł do nas w nocy kompletnie wstawiony.
On usiadł i schował twarz w dłoniach.
Widziałam, że coś jest nie tak.
Ney jeszcze spał, więc mogłam z nim spokojnie porozmawiać.
Zajęłam miejsce obok Sancheza i objęłam go ramieniem.
- Co się stało? - spojrzałam na niego.
Odwrócił głowę w moją stronę i powiedział:
- Dziewczyna ze mną zerwała. 
Popatrzyłam na niego przez chwilę.
- Dziewczyna? Ale jaka dziewczyna? Mówiłeś przecież, że nie masz nikogo i że jesteś wolny.
- Kłamałem. Chciałem popisać się przed chłopakami, że potrafię poderwać.
Zaśmiałam się.
- Ale Ty jesteś głupol. Schlałeś się kompletnie bo dziewczyna z Tobą zerwała. Alexis, przecież każda na Ciebie leci i na pewno znajdziesz inną.
- Mała poprawka, leci na moją kasę.
Zamyśliłam się chwilę.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, żeby go pocieszyć.
- Słuchaj, przyniosę Ci jakieś ciuchy Neya, weźmiesz prysznic i przebierzesz się. To na pewno dobrze Ci zrobi.
Alexis popatrzył na mnie tymi swoimi pięknymi, ciemnoczekoladowymi oczami.
- Jak Ty się o mnie troszczysz.. - zaśmiał się i przytulił mnie.
Nie wiem dlaczego poczułam, że buduje się między nami więź.
Nie wiedziałam jeszcze, jaka..

~~~

Pobiegłam na górę.
Ney jeszcze smacznie spał.
Z szafy wyjęłam jakąś bluzkę, spodnie i skarpetki.
Wiedziałam, że się nie obrazi, jeśli sobie je pożyczę.
Zbiegłam na dół.
Alexis czekał na kanapie.
Podałam mu ciuchy a on grzecznie udał się do łazienki.
Minęło 40 minut i wyszedł zupełnie świeższy Sanchez.
Świeższy i... przystojniejszy?
'Matko, co się ze mną dzieje?!' pomyślałam.
Przecież ja nie mogłam...
Nie mogłam się w nim zakochać.
Miałam Neymara, u którego mieszkałam, który smacznie spał sobie na górze i nie był niczego świadomy.
Otrząsnęłam się z tej myśli ale w głowie nadal tkwił widok tych ślicznycz oczu Alexisa.
- Mała, dzisiaj mamy trening. Przychodzisz? - spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Czułam, jak robi mi się gorąco a kolana mi miękną. 
Ten jego uśmiech...
- Oczywiście, że przyjdę. Tata mi kazał. - wyszczerzyłam się dumnie.
- Ale nie będziesz nas torturować, prawdaaaa? - zrobił smutną minę.
- Co innego mi pozostaje... Postaram się być łagodna, ale nic Ci nie obiecuję. - puściłam mu oczko.

~~~

Nadszedł czas pracy.
Dzisiaj trening miał odbyć się na Ciutat Esportiva.
Pojechałam tam z Neymarem.
Czułam, że miłość do niego gaśnie.
Że też Alexis musiał się pojawić...
Podczas jazdy przez głowę przemknęło mi tysiące myśli.
Jak mam powiedzieć mu, że przestaję go kochać?
Dlaczego dla niego zostałam?
Co zrobię, jeśli zerwiemy?
Gdzie zamieszkam?
Kiedy dojechaliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy Ney powiedział, że mam iść a On musi coś jeszcze zrobić.
Wcześniej zauważyłam, że po parkingu kręci się jakaś blondynka.
Zaczaiłam się za wejściem.
To, co zobaczyłam...
To był cios prosto w serce.
Neymar się z nią całował.
MÓJ CHŁOPAK CAŁOWAŁ SIĘ Z JAKĄŚ NADMUCHANĄ BLOND PANIENKĄ.
W sumie to pomyślałam, że lepiej dla mnie.
Będę mogła zbliżyć się do Alexisa.
Ale nie mogłam powstrzymać się od łez.
On cały czas mnie okłamywał...
Kiedy wszedł do budynku powiedziałam mu, co widziałam i spoliczkowałam go.
Oczywiście zaczął się tłumaczyć, że to nie tak.
Ale ja miałam to kompletnie gdzieś.
Powiedziałam mu, że po treningu się pakuję i wyprowadzam.

~~~

Przez cały czas starałam się o tym zapomnieć.
Łzy samowolnie leciały mi z oczu ale ukryłam je i nikt tego nie zauważył.
Niby go już nie kochałam, ale nadal wiedziałam, że żyłam w kłamstwie.
Po treningu Tata zawołał mnie do swojego gabinetu.
Mianował mnie swoją asystentką.
Miałam jeździć na zgrupowania reprezentacji.
Byłam zadowolona z tego powodu.
Nawet bardzo. 
To była okazja, aby poznać wielu fantastycznych piłkarzy klasy światowej.
Zgodziłam się oczywiście.

~~~

Kiedy wyszłam z Ciutat Esportiva wsiadłam do samochodu z Neymarem.
Dojechaliśmy do jego domu.
Wbiegłam na górę, wrzuciłam wszystko do walizki i wyszłam.
Nie miałam się gdzie podziać.
Lecz nagle ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
Ujrzałam brązowe oczy wpatrujące się we mnie ze zmartwieniem.
- Isabel, co Ty robisz? - powiedział... Alexis.
- Wyprowadzam się od tego śmiecia, frajera i skończonego dupka. - stwierdziłam.
Sanchez popatrzył na mnie zdziwiony.
- Śmiecia? Frajera? Dupka? Przecież jeszcze wczoraj byliście tacy zakochani..
- Wczoraj było wczoraj. Dzisiaj całował się z jakąś blond lalunią. - po policzku spłynęła mi łza.
Cachái przytulił mnie mocno.
W jego objęciach czułam się bezpieczna.
Nawet bardziej, niż kiedy byłam z Neyem.
Co się ze mną działo?


__________________________________

Musiałam to wstawić.
Tak strasznie mnie korciło.
Ale tak serio to stwierdziłam, że będą dwa tygodniowo.
Jakoś na początku i na końcu.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
Buziaki dla czytelników. :* 
Zwalniam trochę tempo, bo niedługo rozdziały będą dodawane co godzinę. XDD





Rozdział 11

Obudziłam się o dwunastej.
Trening miał zaczynać się o trzynastej.
Wyraźnie czułam, że ktoś leży obok mnie.
Odwróciłam się i zobaczyłam Neymara, który wtulał się we mnie.
Zbudziłam go delikatnym pocałunkiem.
- Słuchaj, jeżeli chcesz zdążyć na trening to musisz wyrobić się w godzinę. - szepnęłam mu do ucha.
Podskoczył jak oparzony i pognał do łazienki.
Wiedziałam, że długo stamtąd nie wyjdzie więc od razu zabrałam się za szykowanie mu i sobie ubrań.
Przebrałam się i pościeliłam łóżko.
Zabrałam się za pakowanie torby.
Wrzuciłam do niej bidon z piciem, zapasową koszulkę i parę korków dla mnie.
Miałam nadzieję, że Ney nie pogniewa się, że je sobie pożyczam.

~~~


Było za dwadzieścia pierwsza.

Ney wybiegł z łazienki, złapał mnie w locie za rękę i razem biegliśmy do samochodu.
Kiedy już do niego wsiedliśmy, odrobinę się uspokoił.
Wiedział, że teraz już na pewno zdąży.
Przekręcił kluczyk i ruszyliśmy na Camp Nou.
Po drodze podziwiałam wiele ślicznych widoków.
Uśmiechałam się całą drogę.
Wiedziałam, że w końcu polepszę kontakty z resztą drużyny i Tatą. 

~~~


Dojechaliśmy na miejsce o równej trzynastej.

Wszyscy rozgrzewali się na stadionie, tylko Ney jak zwykle się spóźnił.
Wpadł do szatni i zaczął się przebierać najszybciej jak potrafił.
Wybiegł na boisko i zaczął biegać z nadzieją, że trener nic nie zauważył.
Ja poszłam usiąść wygodnie na trybuny.
Niestety, jego sprytne zatuszowanie spóźnienia nie udało się.
Tata natychmiast go zawołał.
- Słuchaj, jeszcze jedno takie spóźnienie i przysięgam Ci, że będziesz miał karne treningi CODZIENNIE - spojrzał na niego groźnie.
Ney skruszony wyjaśnił, że z nim zamieszkałam i że wiadomo, jak to jest.
Przy okazji odpowiedział już na kolejne pytanie Taty, kim jestem i dlaczego z nim przyszłam.
Oczywiście zrozumiał i przeprosił Neya za to, że tak wybuchł.
Zeszłam na dół i zaczęłam rozmowę.
Dobrze nam się gadało.
Razem naganialiśmy drużynę i kazaliśmy robić im różne ćwiczenia.
Po rozgrzewce wszyscy padli na trawę a my z Tatą przybiliśmy sobie piątkę.
- Wstawać, nie obijać się! Jeszcze mnóstwo pracy przed nami! - zaczęłam krzyczeć na nich.
- Litości pani trener, prosimy.. - jękneli zawodnicy chórem.
Popatrzyłam na nich z udawanym politowaniem.
- Jeżeli chcecie dobrze zagrać to musicie ciężko trenować. - powiedziałam z powagą.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
Alexis wstał i powiedział:
- Prawda. Śliczna dobrze gada! - podszedł do mnie i dodał - pamiętaj, moje serce jest nadal... - i w tym momencie przerwał mu Ney, który uderzył go w bark.
I zaczęli się gonić.
Wszyscy do nich dołączyli.
Nawet Leo i Geri, którzy nigdy wcześniej nie wykazywali takiego entuzjazmu.
Ja z Tatą patrzyliśmy na nich zmartwieni.
Skoro treningi mają tak przebiegać, to nie dadzą sobie rady.
Widziałam, że był zmartwiony.
Natychmiast wzięłam sprawy w swoje ręce.
Zatrzymałam całą tą wesołą gromadkę i zaczęłam im wytykać wszystko.
Cała drużyna stała w szeregu ze skruszonymi minami.
Widziałam, że wezmą się porządnie za treningi.
Kazałam im biegać 50 kółek dookoła boiska - biegali.
3 serie po 50 pompek i przysiadów - robili 3 serie nawet po 60.
Teraz mieli rozegrać mały mecz między sobą.
Piętnaście minut miała trwać jedna połowa.
W pierwszej drużynie zagrali:
Valdes, Ney, Geri, Bartra, Xavi, Tello, Adriano, Jona, Alves i Alexis.
A w drugiej:
Pinto, Leo, Puyol, Mascherano, Montoya, Fabsio, Iniesta, Busquets, Song i Pedro.
Kapitanami byli Ney i Leo.

~~~


Zaczął się mecz.

W pierwszej połowie prowadziła drużyna Neya, 2:0.
Bramkę strzelił on i Alexis.
W drugiej połowie losy drużyny przeciwnej trochę się odwróciły.
Leo trafił z połowy boiska zdobywając tym sposobem symboliczną bramkę dla swojej drużyny.
Przegranym miałam wymyślić karę.
Było to 10 okrążeń wokół boiska, 20 przysiadów, 10 brzuszków i 30 pompek.
Nie chciałam być za surowa.
Widziałam, że są zmęczeni.
Po ciężkim treningu Tata zawołał mnie do siebie.
Podziękował mi z całego serca za to, że w końcu ktoś okiełznał drużynę.
Dodał jeszcze, że muszę przyjść na następny trening.
Wiedziałam, że nie mam nic do powiedzenia.
Zgodziłam się więc i poszłam pogratulować chłopakom oraz powiedzieć im coś ważnego.
Z szatni słyszałam krzyki, śpiewy i śmiechy.
Weszłam i rozejrzałam się.
Wszędzie latały koszulki, spodenki i skarpetki.
Obok mojej głowy przeleciał nawet but.
W sumie, nie zdziwiło mnie to.
Zaśmiałam się pod nosem i przeszłam do chłopaków.
- Chłopaki, dlaczego robicie to Tacie... - spojrzałam na nich.
- Ale co? - spojrzał na mnie Bartra, jedyny odważny.
- Wygłupiacie się. Przecież doskonale wiecie, jak ważne są dla niego wygrane. Jesteście dla niego jak synowie, mówił mi to dzisiaj...
Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Jak synowie? - odezwał się Alves.
- Tak, jak synowie. - odparłam.
Wszyscy spojrzeli tępo w podłogę.
Widać było, że zrobiło im się przykro z powodu ich zachowania.
- Chyba wypadałoby coś mu powiedzieć, prawda? Wzrokiem wklejonym w podłogę nic nie zdziałacie. - powiedziałam z lekką złością.
Spojrzałam na nich.
- A tak poza tym, gratulację. Dobrze Wam dzisiaj poszło...
I w tym momencie wyszłam z szatni.
Oni wyszli za mną.
Tata akurat ubierał kurtkę.
Każdy piłkarz go przeprosił a ja - byłam wzruszona.
Widziałam, że ich przeprosiny płyną ze szczerego serca.

~~~


Późna noc.

Leżałam już w łóżku.
Obok mnie smacznie spał Ney, w którego wtuliłam się mocno.
Nagle z dołu rozległo się pukanie do drzwi.
Nie chciałam budzić Neya, więc powoli i delikatnie wyślizgnęłam się z jego objęć i zeszłam na dół zaspana.
Przeczesując włosy palcami otwarłam drzwi.
Stał przed nimi Alexis...
__________________________________

Coraz bardziej podoba mi się pisanie rozdziałów i robię to z coraz większą przyjemnością.
Kusi mnie, żeby jeszcze dzisiaj wstawić dwunastkę.
Niektórzy może zauważą zmiany w nagłówku.
W dalszych rozdziałach dowiecie się, dlaczego.
Barca wczoraj przegrała.

Ale i tak na zawsze zostanie najlepszym klubem. ♥

                                                        


sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 10

Stałam chwilę bezczynnie.
- Jak masz zamiar tego dokonać? - spojrzałam na niego.
I ja i on wiedzieliśmy przecież, że trudne byłoby to, gdybym miała tu zostać albo On miałby wyjechać ze mną.
Trzeba było przecież załatwić wszystkie formalności.
Moja mama nie byłaby zadowolona, gdybym oznajmiła jej, że zostaję w Barcelonie z moim nowym chłopakiem.
Ona zawsze była negatywnie nastawiona do męszczyzn po tym, jak mój ojciec zostawił ją, kiedy się urodziłam.
Odszedł po prostu i założył sobie nową rodzinę.
Pewnie teraz gdzieś chodzi ze swoją tapirowaną lalunią młodszą od niego o 20 lat.
Ale nie ważne.
Najważniejsze było teraz załatwienie mi pobytu w Barcelonie na dłużej.
Być może na zawsze.
Długo zastanawialiśmy się, jak mogę zostać z nim.
Albo jak On może jechać ze mną.
Pomyślałam w końcu, że jestem pełnoletnia i że mogę robić to, co zechcę.
Wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do mamy.
Po trzech sygnałach w słuchawce usłyszałam jej głos:
- Isabel, kochanie. Stało się coś? - słychać było zmartwienie w jej głosie.
- Nie.. W zasadzie, co ja gadam, tak, stało się - odpowiedziałam pewna siebie - mamo, chcę zostać w Barcelonie.
Przez dłuższą chwilę w słuchawce nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, lecz niespodziewanie ją otrzymałam:
- Dobrze, Isabel. Ale obiecaj mi, że będziesz mnie odwiedzać. I przede wszystkim, że będziesz na siebie uważać.
Byłam zaskoczona.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Chciałam skakać z radości
Ney miał mieć niespodziankę.
- Mamo, nie wiesz, jak bardzo chciałabym Cię teraz uściskać.
Słyszałam jej śmiech.
Gadałyśmy jeszcze przez dłuższy okres czasu.
Kiedy skończyłam, zauważyłam, że Neya nigdzie nie było.
Z łazienki dobiegał mnie odgłos wody lecącej z prysznica.
Wiedziałam, że poszedł wziąć prysznic.
Usiadłam na kanapie i czekałam.

~~~

Minęło pół godziny.
Ney wyszedł przebrany i usiadł obok.
Zaproponował mi, żebym zrobiła to samo.
Powiedziałam mu, że przecież wszystkie ubrania zostały w hotelu.
On wyjął swoje dresowe spodnie i jakąś koszulkę z szafy.
Zabrałam je i poszłam się wykąpać.
Potem wróciłam na dół.
Chciałam mu powiedzieć o tym, że zostaję.
Ponownie usiadłam na moim miejscu i spojrzałam na niego.
- Słuchaj, Ney, mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
- Jeżeli chcesz mi powiedzieć jeszcze, że nigdy nie wrócisz to lepiej nie mów nic.
Widziałam, że jest strasznie zasmucony faktem, że miałam wyjechać.
- Nie, nie o to chodzi. Mam lepszą wiadomość. Zostaję z Tobą! - uśmiechnęłam się.
Jego reakcja była nie do opisania.
Zaczął mnie przytulać, całować, skakać z radości.
- To w takim razie jedziemy po Twoje rzeczy do hotelu.

~~~

Wpadłam do hotelowego pokoju i wyciągnęłam walizkę z szafy.
Popakowałam wszystko i ledwo, ale zasunęłam zamek.
Zeszłam do recepcji i wymeldowałam się.
W samochodzie na zewnątrz czekał przebrany Ney.
Wyszłam z hotelu i udałam się w jego stronę.
Otworzyłam bagażnik i władowałam do niego walizkę.
Wiedziałam, że zaczynam zupełnie nowe życie.
Tymczasem wróciliśmy do jego domu.
Zwolnił mi całą szafę.
Poukładałam tam swoje ciuchy.
Zapytałam się Neya, czy to nie kłopot, że z nim zamieszkam.
On powiedział, że przecież o to się starał i że to też mój dom.
- Teraz zostaje tylko kwestia tego, gdzie będę spać... - spojrzałam na niego i przegryzłam wargę.
- Jeżeli tylko zechcesz, możesz spać ze mną. - powiedział nieśmiało i uśmiechnął się - moje łóżko jest całkiem wygodne i na pewno pomieści dwie osoby.
Wyszczerzyłam się.
- No dobrze. Ale obiecaj, że będziesz grzeczny.
- Obiecuję. - skierował swój wzrok na mnie i zaśmiał się - a teraz chodź, ugotuję Ci coś.
'Czas na mistrza w akcji' pomyślałam i zaśmiałam się sama do siebie.
- Okej, to do roboty, kucharzu. 

~~~

Dochodził wieczór.
Neymar szykował kolację.
Ja tymczasem pogrywałam w Fifę na jego konsoli.
Wygodna kanapa idealnie się sprawowała.
Z kuchni ulatniały się cudowne zapachy.
Przerwałam grę i zakradłam się aby podejrzeć Neya.
Stał przy kuchence w fartuchu i mieszał coś w garnkach.
Chciałam go wystraszyć ale wiedziałam, jak to może się skończyć.
Podeszłam więc cicho i stanęłam obok.
Nie wiem dokładnie, co gotował bo wszystko było przykryte pokrywkami.
Uśmiechnęłam się więc i powróciłam do gry.
- Jutro mam trening. Idziesz ze mną? - dobiegł mnie głos z kuchni.
- Chętnie się przejdę i trochę Cię zmotywuję do roboty. - zaśmiałam się.
Ney wszedł do pokoju aby nie krzyczeć z końca domu.
- Chłopaki bardzo Cię polubili, wiesz? - spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Hm, jakoś nie byłam przekonana, czy się polubiliśmy z resztą drużyny więc była to dla mnie dobra wiadomość.
Poczułam, że coś w kuchni się przypala.
- Słuchaj, chyba zostawiłeś w kuchni coś, czego powinieneś pilnować. - spojrzałam na niego.
Neymar pobiegł do kuchni tak szybko, jakby goniło go stado tygrysów.
- Sytuacja opanowana! - krzyknął.
Ponownie nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.

~~~

Pół godziny później kolacja była gotowa.
Na stole stała biała zastawa, talerz z kurczakiem i butelka wina Iniesty.
Uśmiechnęłam się do Neya.
- Z jakiej to okazji? - spojrzałam na niego.
- A bo Cię kocham. - zaśmiał się i pocałował mnie w czółko.
Nie byłam gotowa na taką uroczą kolację.
Co prawda w dresach też można, ale byłam przyzwyczajona jeść inaczej.
Kurczak był przepyszny, nadziewany papryką i marynowany w jakichś hiszpańskich ziołach.
Wino było najlepsze, jakie kiedykolwiek piłam.
Koniecznie musiałam pamiętać o tym, aby pochwalić Andresa na jutrzejszym treningu.
Kiedy już zjadłam sporą porcję poszłam się umyć.
Przeszukałam całą szafę w poszukiwaniu mojej piżamy i w końcu po piętnastu minutach ją odnalazłam.
Po przyjemnym, zimnym prysznicu zaczęłam poszukiwania sypialni.
Zajęło mi to dłuższą chwilę ALE dałam radę.
Otworzyłam drzwi.
Moim oczom ukazał się ogromny, biały pokój.
Na środku pod ścianą stało spore łóżko.
Na prawo znajdowało się okno z widokiem na morze, pod którym umieszczone było drewniane, pomalowane na biało biurko.
Oprócz tego były tam jeszcze dwie szafy, również koloru białego.
Ściany ozdabiały zdjęcia rodzinne Neya oprawione w czarne ramki.
Uśmiechnęłam się na widok ich wszystkich.
Wiedziałam, jaką mają dla niego wartość sentymentalną.
Położyłam się wygodnie i zauważyłam, że na ścianie wisiał telewizor.
Chciałam spędzić trochę czasu ale moje oczy samoczynnie zaczęły się zamykać...
__________________________________

No i proszę.Jest obiecana dziesiątka.Znowu dedukuję ją Asi.I ogólnie każdemu, kto to czyta.Nawet nie wiecie, jak Wasze wyświetlenia mnie motywują.Jedenastka niedługo.Nie określam, kiedy dokładnie.Chciałam ograniczyć się do jednego rozdziału tygodniowo. Przemyślę to jeszcze. c:Jak na razie - do zobaczenia, cześć. <3
+Dzisiaj oglądamy meczyk. ♥

                                                                            
                                                                                



                                                                    

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 9

Usiedliśmy z Neymarem przy stole, pod którym już spał Alexis.
Nie chcieliśmy mu przeszkadzać, więc Ney z Alvesem przenieśli go pod inny stół.
Leo z Anto i Geri z Shaki siedzieli przy jednym stole i zupełnie odłączyli się od reszty wesołego towarzystwa.
Może mieli gorszy dzień.
Nie chciałam pytać.
Valdes, Pinto, Alves, Puyol, Mascherano, Bartra, Alba, Montoya, Adriano, Fabregas, Xavi, Iniesta, Jona, Busquets, Song, Alexis, Pedro, Tello - Ci wszyscy świętowali i przyszli sami.
Alves i Alexis byli już nieźle wstawieni ale w końcu mogli się wyszaleć.
Jona, Alba, Bartra, Busquets i Tello tańczyli dobre półtorej godziny.
Valdes, Puyol, Mascherano, Adriano i Pedro nie wiedzieli gdzie są.
Fabsio, Song i Pinto udawali, że są na wojnie i rzucali w siebie jedzeniem, które miało zastępować granaty krzycząc, że wszyscy są martwi.
Dla odmiany Montoya, Xavi i Iniesta za wszelką cenę próbowali zachęcić Leo i Gerarda do zabawy ale na próżno.
My z Neyem chcieliśmy trochę odpocząć po naszych tańcach-połamańcach, w których to każdy tańczył z każdym, a przypominam, na parkiecie byli jeszcze Jona, Alba, Bartra, Busquets i Tello.

~~~

Zabawa trwała do białego rana.
Musieliśmy wracać do domów.
W moim przypadku miał to być hotel lecz Ney stwierdził, że wracam z nim do jego domu i nie mam nic do gadania.
Zgodziłam się więc, nie potrafiłam Mu zaprzeczyć.
Bardzo nie chciałam się ze wszystkimi żegnać.
Zdążyłam zżyć się ze wszystkimi.
Lecz najgorsze co mnie czekało to powiedzenie im tego, że za pięć dni wracam do siebie.

~~~

Byliśmy już w drodze do domu Neya.
Nie odzywałam się od początku drogi.
Myślałam, jak mu to powiedzieć.
Chciało mi się płakać, ale wstrzymywałam łzy.
Widać było, że jest zmartwiony moim stanem.
Próbował nawet zapytać się, co mi jest ale nie chciałam odpowiadać.
Wiedziałam, że jeśli tylko otworzę usta przełamię barierę i łzy zaczną mi lecieć samowolnie.
Zaciskałam więc tylko wargi i powieki najmocniej, jak potrafiłam.

~~~

Dojechaliśmy na miejsce.
Samochód zaparkował przed śliczną, białą willą.
Dookoła rósł perfekcyjnie przystrzyżony żywopłot.
Wysiedliśmy i udaliśmy się w stronę furtki.
Ney otworzył drzwi.
W środku było bardzo przytulnie.
Białe, nowoczesne meble.
Duża kuchnia i ogromny telewizor.
Zdjęłam buty i usiadłam na kanapie.
Neymar przyniósł mi szklankę soku pomarańczowego i usiadł obok.
Spuścił głowę i wpatrywał się w ziemie.
- Isabel, co Ci jest? - zapytał z troską w głosie - jeszcze wczoraj się bawiłaś, uśmiechałaś. A dzisiaj? - i jego wzrok powędrował na moją smutną twarz.
Musiałam się w końcu odezwać.
Wiedziałam, że nie dam rady dłużej tego ukrywać.
- Za pięć dni wyjeżdżam. Wracam do domu. - powiedziałam to i od razu łzy zaczęły mi lecieć.
Ney wstał i podał mi rękę.
Chwyciłam ją niepewnie.
Wstałam a on przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
Wtuliłam się w niego i staliśmy tak jakieś dziesięć minut.
- Isabel, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? - odsunął się i złapał mnie za ręce.
- Bo bałam się, że te kilometry nas rozdzielą, rozumiesz? Chyba zdajesz sobie sprawę, jak kończą się związki na odległość... - po moim policzku spłynęła łza, którą chyba zauważył, bo przejechał po niej rękawem koszuli i starł ją.
- Słuchaj. Albo wyjeżdżamy razem, albo zostajemy razem. Nie widzę innego wyjścia. - i jego wzrok zatopił się w moich oczach...

__________________________________

Rozdział może troszkę króciutki, przepraszam.
Obiecuję się poprawić.
Dziesiątka prawdopodobnie jutro.
Dzisiaj już wezmę się za pisanie.
I zapomniałam.
Rozdział dedykuję Zosi, która tak na niego czekała. :D <3
Teraz już na pewno - cześć. ♥

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 8

Zatrzymaliśmy się przy niewielkiej furtce.
Kiedy Neymar ją otworzył, zauważyłam prześliczny ogród.
Na środku leżał czerwony, duży kocyk.
Chłopak wyjął z bagażnika koszyk i postawił go na nim.
- Piknik! - powiedziałam i spojrzałam na niego.
On patrzył na mnie z takim ciepłem w oczach.
Chwycił mnie za rękę, tym razem pewniej niż poprzednio i zaprowadził na kocyk.
Siedzieliśmy tak razem przygotowując sobie nawzajem kanapki.
On podał mi swoją własną, wymyśloną.
Ja uraczyłam go najzwyczajniejszą, z serem, szynką, pomidorem, sałatą i papryką.
Kiedy już się tak pokarmiliśmy, chciało nam się pić.
Ney wyjął więc z koszyka lemoniadę.
Nalał nam jej do szklanek i włożył jeszcze słomki.

~~~

Siedzieliśmy tak w ogródku, który oświetlały małe lampioniki i świeczki aż w końcu postanowił przemówić:
- Słuchaj, jest taka sprawa. Od kiedy wtedy zobaczyłem Cię na stadionie to bardzo mi się spodobałaś i nie wiedziałem za bardzo jak Ci to powiedzieć.
Dałem Ci więc koszulkę i zaprosiłem Cię tutaj, żeby zadać Ci to jedno pytanie..
Widać było, że był zdenerwowany.
Ale spojrzałam na niego i chwyciłam go za rękę.
Widziałam, że poczuł się pewniej.
- No więc, Isabel, czy zechciałabyś ze mną chodzić? Ale wiesz, tak, że chłopak-dziewczyna, razem. - zaśmiał się cicho i spojrzał mi w oczy.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
- Czyli to znaczy, że tak? - spojrzał się na mnie tak słodko, że nie mogłam nie odpowiedzieć.
- Tak, głupolu. - spojrzałam na niego i przegryzłam wargę.
Udał, że czuję się urażony ale wiedziałam, że długo się nie pogniewa.
Chciałam mu powiedzieć, za wszelką cenę, że wyjeżdżam za tydzień.
Ale nie mogłam gdy widziałam, że jest taki szczęśliwy.
Zaprosił mnie jeszcze na trening drużyny, który miał odbyć się jutro.
To znaczy, jutro-dzisiaj.
Była już czwarta rano, musiałam wracać do hotelu więc Ney odwiózł mnie i oznajmił, że widzimy się na treningu o piętnastej.

~~~

Wparowałam do pokoju.
Miałam wspaniały nastrój.
Wzięłam letni prysznic i uszykowałam sobie ubrania na zmianę.
Wysuszyła włosy, wyprostowałam je i ubrałam się w końcu.
Miałam na sobie koszulkę od Neymara, krótkie spodenki i żółto-niebieskie trampki.
Byłam gotowa, aby wybrać się na trening.
Postanowiłam się zdrzemnąć.
W końcu miałam za sobą nieprzespaną noc.
Obudziłam się za dwadzieścia trzecia.
Udałam się więc przed Camp Nou.
To stało się moim codziennym rytuałem.
Dotarłam na miejsce i nikogo tam nie było.
Rozejrzałam się, nic.
Byłam pewna, że umówiłam się z nim na piętnastą.
Nagle dostałam smsa.
Był od niego.
" Wejdź do środka, skieruj się do naszej szatni. Czekamy."
Czekamy?
Czyli nie był sam.
Wiedziałam, że coś się szykuje.

~~~

Dotarłam do tunelu.
Wyszłam na murawę i ruszyłam w stronę szatni.
Usłyszałam jakieś dzikie wrzaski i śpiewy.
Neymar nie był sam.
Kiedy stanęłam w drzwiach szatni zobaczyłam, że byli tam wszyscy z drużyny.
Na mój widok jakby się uspokoili.
- Chłopaki, to moja nowa dziewczyna. - oświadczył wszystkim Neymar.
Wszyscy zaczęli bić brawo i gwizdać.
Sanchez podszedł do mnie i zaczął te swoje gadki:
- Wiesz, jakby Ci z Neyem nie wyszło, to moje serce wciąż jest samotne, i... - w tym momencie odepchnął go Alves.
Od niego również nasłuchałam się wielu rzeczy.
Wszyscy dostali ataku śmiechu i długo nie mogli go powstrzymać.

~~~

Nie obyło się również bez koleżeńskiej, popisowej przepychanki, co jak dowiedziałam się - jest normalne, kiedy w szatni pojawia się dziewczyna.
Kiedy poznałam już całą drużynę, chociaż wiadomo,
znałam imię i nazwisko każdego - umówiliśmy się wspólnie z piłkarzami i ich partnerkami na pizzę.
Tak też zrobiliśmy.

~~~

Dochodził wieczór.
Obudził mnie dźwięk budzika w telefonie, który dzwonił jak opętany.
Przebudziłam się i przygotowałam.
Nie zajęło mi to więcej niż pół godziny.
Równo o dwudziestej pierwszej siedziałam już na przednich siedzeniach samochodu Neymara.
Byliśmy w drodze do najlepszej pizzerni w Barcelonie.
Droga była niemiłosiernie długa, ale opłacało się czekać.
Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do budynku.
Nie był on mały, tak jak większość.
Wszyscy czekali już w środku.
My oczywiście się spóźniliśmy ale Ney tłumaczył, że on zawsze jest ostatni.
Nieco później zabawa się zaczęła a ja zdałam sobie sprawę z tego, że to dopiero początek...

__________________________________

Ten rozdział dedykuję Asi/Dżoanie czy jak wolisz. :D
Mam nadzieję, że się spodobał.
Czas na miłość, awwwwwwwww.
Dziewiątka jutro albo w piątek.
Nie wiem jeszcze, muszę napisać.
Dobrej nocki,  xx.

                                          

Rozdział 7

Ubrałam się w białą, rozkloszowaną sukienkę do kolan z kołnierzykiem.
Z tyłu miała kokardę.
Do niej dobrałam kremowe szpilki i złote dodatki.
Włosy rozpuściłam.
Teraz byłam pewna, że jestem gotowa na 'randkę'.
Wyszłam z hotelu i udałam się w stronę stadionu.
Ney już tam czekał.
Był ubrany w granatowy garnitur.
Pod spodem miał jasnoniebieską koszulę.
Jego szyję przyozdabiał ciemny krawat.
Wyglądał elegancko a wraz z ubiorem idealnie komponowała się jego nieziemska uroda.
Zauważył mnie i podszedł szybko.
- Witam panią. - ukłonił się i pocałował mnie w rękę.
Przez te kilka godzin zauważył, że lubię kiedy zgrywa takiego dżentelmena.
Ja nie mogłam się powstrzymać, stanęłam na palcach i musnęłam jego policzek ustami.
Ucieszył się najwidoczniej, bo od razu stał się tym Neymarem, z którym da się gadać o wszystkim.
Złapał mnie niepewnie za rękę i zaprowadził do samochodu.
Otworzył przede mną drzwi i zaprosił do środka.
Usiadłam wygodnie.
Jego auto było bardzo zadbane.
Fotele były skórzane, jasne.
Otoczka radia, głośników i ogrzewania/wentylacji była drewniana, chyba mahoniowa.
Kiedy Ney pogrzebał jeszcze coś w bagażniku, w końcu wsiadł do środka.
Spojrzał na mnie i zapytał:
- Podoba się? - w tym momencie uraczył mnie najpiękniejszym uśmiechem jaki w życiu widziałam.
Moim oczom ukazał się rządek śnieżnobiałych niczym perły zębów.
Mówił do mnie coś jeszcze, ale byłam w niego tak zapatrzona, że rozumiałam tylko co drugie słowo.
Wywnioskowałam z tego tyle, że jedziemy do wcześniej wspomnianej kafejki a potem ma przygotowaną jakąś niespodziankę.
Oczywiście zgodziłam się, byłam tego nawet nieświadoma.
Ale i tak bym to zrobiła, przecież miałam do niego słabość.

~~~

Jechaliśmy uliczkami Barcelony przez mniej więcej pół godziny.
W końcu Ney oznajmił, że dotarliśmy na miejsce.
Wysiadłam z samochodu poprawiając sukienkę.
Otworzył drzwi i poczekał, aż wejdę pierwsza.
W kafejce było uroczo.
Zastanawiało mnie jednak, dlaczego nikogo w niej nie ma.
I w ogóle jakim cudem to ze mną do niej przyszedł.
Zapytałam więc o to.
Odpowiedział mi tylko na to pierwsze pytanie.
Wynajął kafejkę na ten czas, kiedy w niej będzie, żeby żadne tłumy fanów nie dobijały się do niego co chwilę.
Stwierdził, że na drugie przyjdzie jeszcze pora.
Zamówił nam po kawie i ciasteczku.
Siedziałam cicho wpatrując się w jego oczy.
On w moje też.
Uśmiechaliśmy się do siebie przez cały czas.
W mojej głowie krążyło tysiące myśli.
Ale to nie nimi chciałam się przejmować.
W końcu, został mi tylko tydzień w Barcelonie.
Właśnie, tylko tydzień...
Nie wiedziałam, jak mu to powiedzieć więc stwierdziłam, że na to przyjdzie pora...

~~~

Po tym, jak wypiliśmy kawę i zjedliśmy ciasteczko, przyszedł czas na niespodziankę.
Wyszliśmy z kawiarenki i udaliśmy się w stronę samochodu, który czekał na nas cały czas.
Ponownie wsiedliśmy do środka i ruszyliśmy.
Tym razem nie wiedziałam, gdzie jedziemy.
Neymar kierował z uśmiechem na twarzy.
Z tajemniczym uśmiechem.
Nie wiedziałam o co mu mogło chodzić.
Więc zaczęłam rozmowę:
- Co się tak szczerzysz? - szturchnęłam go delikatnie w żebro.
Zareagował szybko i zaśmiał się:
- Bo mam plan, którego Ty jeszcze nie jesteś świadoma. - i spojrzał na mnie.
Odwróciłam delikatnie jego głowę, żeby pilnował gdzie jedzie.
Nadal jechał z tym uśmieszkiem na twarzy.
A ja cały czas zastanawiałam się, o co może chodzić.
To, co zobaczyłam i usłyszałam, przeszło moje wszelkie oczekiwania...

__________________________________
No i jest szczęśliwe siedem.
Wyczekiwane tak długo (od wczoraj XD).
Mam nadzieję, że się nie zawiedliście.
Ósemka już jutro.
Poza tym, Barca wygrała.
Piękny karny Messiego. ♥


                                                                              

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 6

Obudziłam się rano i spojrzałam tępo w ekran telefonu.
Nie ogarniałam za bardzo, co się dzieje i gdzie jestem.
Po wczorajszym spacerze potwornie bolały mnie nogi.
Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Było jasno.
Za oknem nadal widniał piękny Camp Nou.
Niepewnie położyłam obie nogi na dywanie i bacznie pilnowałam, aby nie wstać lewą nogą.
Nie wiem dlaczego zawsze to robiłam.
Ale chciałam, żeby ten dzień był wyjątkowy - w końcu dzisiaj mecz FC Barcelona - Real Sociedad.
Nie mogłam iść na niego ze złym humorem.
Oderwałam się od łóżka i wolno ruszyłam w stronę łazienki.
Stanęłam przed lustrem i pomyślałam, że warto byłoby się trochę ogarnąć.
Sięgnęłam po szczoteczkę, nałożyłam na nią pastę i bez pośpiechu zaczęłam myć zęby.
Potem opłukałam twarz, umyłam i wysuszyłam włosy po czym związałam je w wysoki kucyk.
Wyskoczyłam z piżamy i ubrałam jakieś normalniejsze ubrania, w których mogę pokazać się na mieście.
Zeszłam na śniadanie po drodze mijając się z Michaelem i Maxem.
Ostatnio nie gadałam z nimi w ogóle.
Nie wiem dlaczego. 
Po prostu zajęłam się kim innym.

~~~

Kiedy już zaspokoiłam głód i wróciłam do pokoju, postanowiłam przygotować się do meczu.
Mimo tego, iż miał rozpocząć się wieczorem, wolałam być gotowa.
Sięgnęłam po torbę i wpakowałam do niej aparat i kilka innych potrzebnych rzeczy.
Odłożyłam ją na łóżko i spokojnie leżałam obok, oglądając hiszpańskie seriale o miłości.
Najwidoczniej musiało mi się przysnąć, bo kiedy otworzyłam oczy było już po piętnastej.
Nie byłam głodna, więc nie poszłam na obiad.
Ale nie chciało siedzieć mi się w pokoju jeszcze siedem godzin, więc ponownie, jak zwykle kiedy nie miałam nic do roboty, wybrałam się na spacer.
Oczywiście standardowo, wybrałam się przed Camp Nou z nadzieją, że spotkam tam Neya.
I nie zawiodłam się.
Siedział tam, chociaż powinien trenować.
Podeszłam do niego od tyłu i zakryłam mu oczy dońmi.
On od razu się zaśmiał i odwrócił się.
- Wiedziałem, że to Ty, Isabel. - spojrzał na mnie.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego ręce.
Trzymał w nich niewielkie płaskie, podłużne pudełeczko.
Było owinięte kolorowym papierem i miało naklejoną ozdobną wstążkę.
Ney to chyba zauważył, bo natychmiast mi je wręczył.
- Wiesz, fajnie byłoby, gdybyś w tym przyszła. - uśmiechnął się nieśmiało.
Odebrała od niego tajemniczą paczkę.
Otworzyłam je i co zobaczyłam?
Koszulkę z jego numerem i imieniem.
W dodatku z podpisem.
To było niesamowicie miłe.
Znał mnie dopiero kilka godzin a już wręcza mi takie prezenty.
Oczywiście zgodziłam się i obiecałam, że w niej przyjdę.
Podziękowałam jeszcze za prezent, przytuliłam go i pocałowałam w policzek.
Następne dwie godziny spędziliśmy na ponownych rozmowach.

~~~

Godzina dwudziesta druga.
Nadszedł czas meczu.
Siedziałam już na trybunach, miejsce miałam najbliżej barierek.
Na boisko weszli piłkarze.
Dostrzegłam tam również Neya.
Spojrzał w moją stronę i jakby uśmiechnął się na mój widok.
Na całym stadionie rozległa się melodia "Cant del Barça".
Wszyscy kibice zaczęli śpiewać słowa:
"Ot el camp,
es un clam,

Som la gent blaugrana,
tan se val d'on venim,
si del sud o del nord,
ara estem d'acord, estem d'acord,
una bandera ens agermana.

Blaugrana al vent,
un crit valent,
tenim un nom, el sap tothom,

BARÇA! BARÇA! BAAAARÇA!!!" 

Jugadors,
seguidors,

Tots units fem força,
son molts anys plens d'afanys,
son molts gols que hem cridat,
i s'ha demostrat, s'ha demostrat,
que mai ningú ens podra torcer.

Blaugrana al vent,
un crit valent,
tenim un nom, el sap tothom,

BARÇA! BARÇA! BAAAARÇA!!!"

~~~

Dochodził koniec pierwszej połowy.
W 43' minucie gry gola strzelił Pedro wraz z asystą Alexisa.
W końcu sędzia zakończył grę.
Piłkarze udali się do szatni, aby naradzić się z trenerem co mogą zrobić, aby poprawić grę.
Minęło kilka minut i w końcu, piłkarze powrócili.
Widać było, że są inaczej nastawieni do gry.
Neymar wypatrzył mnie na trybunach i pomachał mi.
Przegryzłam wargę, uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu tym samym.
W drugiej połowie nie było szału.
Mimo pozytywnego nastawienia piłkarzy Barcy, nie dali rady.
Drugą bramką w tym meczu był samobój Zubikaraia, dokładnie w 59' minucie.

~~~

Nadszedł koniec meczu.
Sędzia ostatni raz zagwizdał i piłkarze zeszli z boiska aby udać się do szatni.
Neymar podszedł do barierek i pokazał gestem, że mam zadzwonić.

                                                 



~~~

Było już po meczu, późna noc.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Neymara.
Po trzech sygnałach odebrał i zapytał się, czy możemy spotkać się przy Camp Nou.
Powiedział, że pojedziemy do jakiejś kafejki i że mam czekać na niego o drugiej. 
Chciałam mu odpowiedzieć, ale rozłączył się.
Nie wiedziałam, dlaczego chce się spotkać.
Mówiłam sobie cicho w myślach, że to randka...
__________________________________

Proszę. XD
Ten rozdział zadedykuję Oliwii.
Wiem, że kochasz Neya.
Hah. <3
Mam nadzieję (nadzieję, jak zawsze), że spodoba Ci się akurat ten rozdział z dedykacją. XD
Siódmy będzie jutro, o ile coś wpadnie mi do głowy.
Cześć. ♥

Rozdział 5

Jakimś magicznym cudem udało mi się umknąć ochronie.
Nie chciałam sprawiać jakichś większych problemów, więc starałam się jak najszybciej i najciszej znaleźć się na trybunach, które były całkowicie puste.
Rozejrzałam się dookoła z zachwytem.
Camp Nou, na którym nie odgrywał się teraz żaden mecz był przepiękny.
Idealnie ustawione granatowo-bordowe i gdzieniegdzie żółte krzesełka, z których utworzone były napisy "FC Barcelona" i "Més que un club".
Z tym wszystkim idealnie komponowała się soczyście zielona murawa.
Moje chwile ciszy coś przerwało.
Nie coś, ale raczej ktoś.
Jakaś osoba złapała mnie za ramię i odwróciła do siebie, aby zobaczyć moją twarz.
To był On.
On, znaczy Neymar.
Piłkarz, do którego mam ogromną słabość i na jego widok miękną mi kolana stał przede mną i wpatrywał się w moje oczy.
- Cześć. Nie chciałbym być niemiły ale.. Co ty tu tak właściwie robisz? - spojrzał na mnie tym swoim cudownym wzrokiem.
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc wydukałam tylko:
- Ne.. Ne.. Ney.. Neymar. - odwzajemniłam jego spojrzenie.
Ale to moje wyglądało raczej jak spojrzenie lwa, wpatrującego się w kawał mięsa.
Ney tylko zaśmiał się i wyprowadził mnie na zewnątrz po czym dodał:
- Nie pozjadaj tylko much - puścił oczko i zniknął.
Chwile po jego odejściu uszczypnęłam się aby sprawdzić, czy nie śnię i nic.
Nadal stałam w tym samym miejscu oszołomiona tym, co się przed chwilą stało.
Postałam tak sobie jeszcze pół godziny i przypomniałam sobie, że przecież miałam spacerować.
Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do hotelu i się przespać bo byłam pewna, że mam zwidy i to słońce tak na mnie działa.

~~~

Obudziłam się około godziny dziewiętnastej.
Na zewnątrz było prawie ciemno.
Tylko ostatnie promyki słońca pokazywały się za horyzontem.
Przetarłam oczy i przeciągnęłam się.
W moim brzuchu niemiłosiernie burczało więc wiedziałam, że najwyższa pora skorzystać z kolacji.
Przebrałam się więc w szorty, bluzkę Barcy, jakieś wygodne trampki i wyszłam z pokoju.

~~~

Najedzona i zmęczona całym dniem chciałam iść spać, lecz przez wiele godzin kręciłam się po łóżku.
Wiadome było, dlaczego.
Nie mogłam zapomnieć o spotkaniu z piłkarzem, który pojawia się w moim co drugim śnie.
Ponownie wybrałam się na spacer, aby jeszcze kilka/kilkadziesiąt minut pooglądać sobie Camp Nou, tym razem od zewnątrz.
Dotarłam na miejsce.
Wieczorem CN wyglądał jeszcze lepiej, niż kiedy było jasno.
Kiedy tak przechodziłam się wzdłuż budynku zauważyłam, że ktoś właśnie zmierza w moim kierunku.
Ponownie zobaczyłam Neymara.
Byłam zaskoczona ponieważ myślałam, że zobaczę go ponownie dopiero na meczu.
W końcu chłopak podszedł do mnie i rzucił z uśmiechem:
- Uparta jesteś. - spojrzał się na mnie tymi swoimi głębokimi, brązowymi oczami.
Zaśmiałam się i odpowiedziałam mu:
- Chciałbyś.
Popatrzył w moją stronę ze zdziwieniem i odpowiedział:
- To Ty coś mówisz? - i ponownie się zaśmiał.
Byłam wniebowzięta.
Najprzystojniejszy piłkarz prowadził ze mną konwersację dłużej, niż zazwyczaj robiła to każda inna osoba.
Spojrzałam na niego, udając obrażenie i zrobiłam smutną minę.
On natychmiast zareagował i dopowiedział:
- Oczywiście wiedziałem, że tak. Nie chciałem Cię urazić czy coś. Tak w ogóle, to Neymar jestem. - widać było, że jest z tego dumny, więc nie chciałam być gorsza.
- Isabel.. - uśmiechnęłam się z dumą, zupełnie jak on.
Uścisnął delikatnie moją dłoń i pocałował ją.
- Miło mi poznać, panno Isabel. - powiedział z powagą.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, więc wiadomo jaka była moja reakcja.
Zapomniałam już zupełnie o tremie i o tym, że jest piłkarzem.
Po kilkugodzinnym spacerze przeplatanym z rozmowami traktowałam go jak zupełnie innego człowieka.
Normalnego, miłego i z poczuciem humoru chłopaka, z którym można gadać o wszystkim.
Niestety, musiałam już wracać do hotelu.
Byłam okropnie zmęczona.
Przed powrotem wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonów.
Męczyło mnie tylko jedno.
Skąd wiedział, że na mnie wpadnie...
To pewnie zawsze pozostanie tajemnicą.
Najbardziej cieszyłam się z tego, że udało mi się nawiązać kontakt z moim obiektem zainteresowania, którego podziwiałam jeszcze za czasów gry w Santosie.
Najwyższa pora zakończyć ten cudowny dzień i pogrążyć się w śnie.
W końcu jutro czas na mecz...


___________________________________

Proszę bardzo.

Udało mi się stworzyć rozdział piąty.
Ta część powstała specjalnie z dedykacją dla Jessici, mojej ukochanej siostry. ♥
Obiecałam Ci to, więc trzymaj.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Rozdział szósty już niedługo, obiecuję.
Dobrej nocki, xx.

                                                                     


No, dzisiaj gramy.
Dajcie z siebie wszystko chłopaki. ♥



poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 4


Tak, właśnie tak.
Mój widok z balkonu rozciągał się na Camp Nou.
Najbardziej fantastyczny stadion na świecie.
Westchnęłam cicho z zachwytu.
Z tego wszystkiego zapomniałam, że nie jadłam nic od 10 godzin.
- Najwyższy czas coś przekąsić. - powiedziałam sama do siebie.
Spojrzałam na rozpiskę hotelową.
Kolacja miała zaczynać się za pół godziny, o równej osiemnastej.
Postanowiłam się więc zdrzemnąć, byłam strasznie zmęczona.
Budzik zadzwonił, nareszcie był czas na kolację.
Ubrałam nieco wygodniejsze klapki i zeszłam na dół, do stołówki.
Zdziwiłam się, ponieważ nigdy nie mogłam się odnaleźć w hotelach a tu udało mi się od razu.
Weszłam na stołówkę.
Ktoś mnie zawołał.
To 'Majkel' i Max.
Siedzieli przy stoliku i pokazywali gestem, że mam usiąść z nimi.
Poszłam nałożyć sobie jakichś warzyw i ryżu.
Wzięłam jeszcze sok i dosiadłam się do nich.
- I jak? - zapytał mnie Michael, wyraźnie zaciekawiony moją odpowiedzią.
- Doskonale! Dostałam piękny pokój z zachwycającym widokiem, teraz do radości wystarczą mi autografy od piłkarzy Barcy i mogę umierać spokojnie. - odpowiedziałam z rozmarzoną miną i zaśmiałam się.
- A jak tam u was? - dopowiedziałam i spojrzałam na nich.
- Nie jest najgorzej. Byłoby lepiej, gdyby Max tak nie chrapał. - odpowiedział Majkel i zaśmiał się.
Max postąpił tak samo, chociaż wiedział, że chrapie specjalnie, żeby wkurzyć współlokatora.

~~~~

Kiedy już się najadłam, wróciłam do pokoju i włączyłam TV.
Cały program był pełen hiszpańskich kanałów.
Stwierdziłam, że skoro i tak powieki same się zamykały, to nie ma sensu żeby cokolwiek zacząć oglądać.
Pogrążyłam się w śnie, nareszcie..
Miałam cudowny sen.
Śniło mi się, że On, wspaniały piłkarz z Barcy umówił się ze mną na randkę.
Spędziliśmy cały dzień razem na spacerach i opowiadaniu sobie żartów.
Nie chciałam się budzić, ale niestety musiałam.
Grzechem byłoby zmarnować cenny czas.
Przeciągnęłam się i rozejrzałam po pokoju.
Spod poduszki wygrzebałam telefon i zerknęłam na wyświetlacz.
Była już dziesiąta.
Szybko wyskoczyłam z łóżka i umyłam się.
Włosy związałam w wysoki kucyk.
Ubrałam koszulkę Barcy i wybrałam się na 'śniadanie dla śpiochów'...

~~~~

Po zjedzeniu śniadania postanowiłam wybrać się na spacer, aby zrzucić przy okazji trochę kalorii.
Podczas kilkuminutowego już biegu zauważyłam, że przebiegam przed ogromnym obiektem.
Był to ten stadion, o którym zawsze śniłam i który widziałam przez okno z mojego pokoju w hotelu.
Stanęłam przed nim i wpatrywałam się w wejście, które prowadziło do środka.
Długo zastanawiałam się, czy aby na pewno powinnam tam wejść.
Coś w środku mówiło mi, że koniecznie muszę się tam udać.
Z lekkim wahaniem weszłam do środka.
Na Camp Nou było cicho.
Do czasu..

___________________________________

No i jest.
Jutro postaram się dodać rozdział piąty.
Jak na razie musicie zadowolić się tym, co dodałam.
Buziaki, xx.



Leo kucharzyk już szykuje romantyczną
kolację dla dwojga. :D


Rozdział 3

W końcu koła samolotu dotknęły mojej własnej Ziemi Obiecanej.
Wiedziałam, że to tutaj chcę spędzić resztę życia.
Ale niestety, mogłam zadowalać się urokami Barcelony tylko przez dwa tygodnie.
Wysiadłam z samolotu łapczywie nabierając do płuc Barcelońskiego powietrza.
Było przecudownie.
Moją twarz pieściły delikatne promienie zachodzącego słońca.
Niebo miało wszystkie możliwe ciepłe kolory.
Przez czerwień do delikatnego żółtego.
Stałam wpatrzona w niebo aż w końcu Max popchnął mnie delikatnie abym się ruszyła.
Przeszłam do autobusu a ten zawiózł nas przed drzwi lotniska.
Wchodząc szturchnęłam Maxa i Michaela w żebra i rzuciłam tylko:
- Nareszcie, co?
Obaj uśmiechnęli się do mnie.
Rozumiałam ich bez słów a przecież znałam ich tak krótko.
Ruszyliśmy przed siebie aby zająć najlepsze miejsca przy taśmie, na której miały pojawić się nasze walizki.
Czekaliśmy dobre półtorej godziny, aż w końcu się pojawiły.
Zwinnie zrzuciłam moją walizkę z taśmociągu i udałam się do wyjścia.
Przed lotniskiem rozglądałam się za busem, który zawozi ludzi z lotniska do hotelu, w którym miałam się zatrzymać.
Mój niezawodny wzrok się czasem przydaje.
Poczekałam jeszcze chwilę na Maxa i 'Majkela'.
Do tego hotelu jechaliśmy tylko my.
Dojazd nie zajął nam dużo czasu.
Było to raptem piętnaście minut.

~~~~

Wysiedliśmy z busika, zabraliśmy swoje walizki i wspięliśmy się po schodach, aby wejść do budynku.
Hotel był piękny.
Jego wygląd jest nie do opisania, serio.
Podeszłam do recepcji aby się zameldować i otrzymać klucz do pokoju.
- Pani Isabel Yazmin Canales? - spytała uśmiechnięta, młodziutka recepcjonistka.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam.
Rita, bo tak miała na imię długo szukała czegoś w komputerze.
Najprawdopodobniej sprawdzała, czy aby na pewno mam rezerwację w tym hotelu.
W końcu po około piętnastu minutach powiedziała:
- Oto pani klucz. - i podała mi go.
Kiedy w końcu dotarłam przed drzwi prowadzące do mojego pokoju zauważyłam, że moje bagaże już tam stoją.
Przekręciłam kluczykiem i zaniemówiłam.
Mój pokój był niesamowity.
Duży, było w nim sporo miejsca.
Nie odsłaniałam zasłon.
Chciałam najpierw się wypakować i umyć.
Po wzięciu zimnego prysznica, przebraniu się i uczesaniu oraz wypakowaniu wszystkiego do szafy, postanowiłam w końcu ujrzeć widok za oknem, który miał mi towarzyszyć przez dwa tygodnie.
Chwyciłam zasłony i sprawnym ruchem odsłoniłam je.
To, co zobaczyłam było niesamowite...

~~~~

Tak, właśnie tak.
Mój widok z balkonu rozciągał się na Camp Nou.

Najbardziej fantastyczny stadion na świecie.


Camp Nou. ♥

___________________________________

No co.
Mamy rozdział trzeci.
Czwarty rozdział już za chwilkę.
Nad piątym jeszcze pracuję *ja odpowiedzialna*.
Pozdrawiam każdego, komu będzie się chciało czytać moje wypociny. c:
xx.