sobota, 17 maja 2014

Epilog.

*TO możecie sobie puścić dla klimatu, jest lepiej*

Obudziłam się w niewielkim, białym pomieszczeniu.
Byłam podłączona do wielu aparatów.
Obejrzałam się w prawo.
Obok mnie leżał Alexis.
Nie oddychał samodzielnie, jego serce było słabe.
Głowę miał owiniętą w bandaże.
Szyję oplatał kołnierz.
Na jego widok rozpłakałam się.
Martwiłam się o to, czy przeżyje.
Przyglądałam mu się ocierając kolejne łzy.
On przecież nie mógł umrzeć, za bardzo go kochałam.
Potrzebowałam go.
Był dla mnie jak tlen, niezbędny do życia.
Nie mogłam go stracić, po prostu nie pogodziłabym się z tym.
On był dla mnie wszystkim.
Moim małym światem, który zawsze był przy mnie.
Pomagał mi, wspierał mnie w najtrudniejszych chwilach.
A teraz co?
Miałam go stracić przez jeden, głupi wypadek?
Zapewne w następnych salach leżeli Neymar z Reiną.
Nie wiedziałam, w jakim są stanie i czy w ogóle żyją.
Jaka ja byłam głupia...
Mogłam nie prosić jej o prowadzenie.
Mogłaby jeszcze żyć!
Z rozmyślania coś mnie wyrwało.
Usłyszałam jeden, ciągnący się dźwięk.
Było to coś w rodzaju pisku.
Wiedziałam, że to koniec.
On umiera - lekarze nic z nim nie zrobią.
Załamałam się.
- Już zawsze będę przy tobie. - powiedziałam resztkami sił.
Czułam tylko ucisk w klatce piersiowej i to, jak moje serce nagle kruszy się na miliony kawałeczków i zwalnia szybko, szybciej...
W końcu przestało bić, ja i mój narzeczony umarliśmy z miłości...


"Powodem dla którego śmierć tak mocno trzyma się życia nie jest biologiczna konieczność, lecz zawiść. 
Życie jest tak piękne, że śmierć się w nim zakochała zazdrosną, zaborczą miłością, która zagarnia wszystko, co się da. "

__________________________________

I takim akcentem kończymy to opowiadanie.

Muszę przyznać, że uroniłam łezkę jak pisałam ten epilog.
No cóż, ciężko będzie mi się pożegnać z tym blogiem, jest moim pierwszym, przywiązałam się.
Ale teraz zaczynam nowe opowiadanie, startujemy w niedzielę, 25 maja.
Już teraz możecie zapoznać się z bohaterami:
http://tal-vez-quieras-amor.blogspot.com/
W ogóle, dzisiaj gramy ważny mecz.
BARCA, DO BOJU!



sobota, 3 maja 2014

Rozdział 25

***3 miesiące później***


Te 3 miesiące minęły tak szybko...
Dzisiaj miał być dzień ślubu.
Stałam przed lustrem ostatni raz oglądając moją sukienkę.
Była cudowna; biała, długa, ze złotymi zdobieniami.
Dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam.
Podekscytowana tą całą sytuacją Reina stała obok mnie.
Po tym jak zadzwoniłam do niej z wiadomością o ślubie, wsiadła w pierwszy samolot, który leciał do Barcelony.
Od zawsze obiecywałam jej, że zostanie moją świadkową.
I dotrzymałam słowa - miała mi towarzyszyć w tak ważnym dniu.
Cieszyło mnie, że była tak wspaniałą przyjaciółką.
Tak bardzo zależało mi na tym, żeby wyglądać jak najlepiej.
Wiedziałam, że Reina ma dobry gust i pomoże mi w dopięciu wszystkiego na ostatni guzik.
Nie pomyliłam się.
Kiedy już upewniłam się, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik, ubrałam krótkie, białe futerko i zeszłam na dół.
Do kościoła miałam jechać samochodem.
Prowadziła Reina, moja świadkowa.
Mnie rozpierały emocje, które nie pozwoliłyby mi na prowadzenie samochodu...


***OCZAMI ALEXISA***

Stałem przed lustrem, przeglądałem się jak to zazwyczaj się robi przed ślubem.
Poprawiałem kołnierz koszuli, zapinałem marynarkę i poprawiałem fryzurę.
Byłem bardzo zestresowany.
W głowie miałem obraz Isabel przebranej w piękną, białą, długą suknię.
- Wszystko okej? - z myślenia i rozmarzania wyrwał mnie stojący obok Neymar.
- Tak, tak. - uśmiechnąłem się.
- Będzie dobrze - powiedział mój przyjaciel, uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu.
To może wydawać się dziwne, że moim świadkiem miał być akurat on.
Przecież Isabel była najpierw jego.
Na całe szczęście pogadaliśmy i wybaczyliśmy sobie.
Nie mogliśmy pokłócić się o dziewczynę.
Zbyt długo się znaliśmy, żeby popsuć tak długą przyjaźń.
- Gotowy? - zapytał Ney, który miał być kierowcą.
- Gotowy. - uśmiechnąłem się i ruszyłem do wyjścia.
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do samochodu...

***OCZAMI ISABEL***

Mijały kolejne minuty drogi.
Wraz z Reiną jechałyśmy już pół godziny.
Kościół, w którym miała odbyć się ceremonia był godzinę drogi z domu.
Śpiewałyśmy piosenki, cieszyłyśmy się razem i przypominałyśmy sobie nasze historie z dzieciństwa.
Tak dawno jej nie widziałam.
Musiałam opowiedzieć jej wszystko.
O Neymarze, o zgrupowaniu, pobycie w hotelu.
Wszystko było takie cudowne.
W pewnej chwili poczułam, jak samochód zarzuca nas w lewo.
Ostatnie co zobaczyłam przed utratą przytomności to samochód Alexisa i Reinę, z której głowy leciała krew...


***OCZAMI ALEXISA***

Właśnie byliśmy w drodze do kościoła.
Neymar siedział na siedzeniu kierowcy wesoły.
Planowaliśmy już jakąś imprezę z okazji ślubu, który miałem brać już za chwilę.
Ney przełączał stację w radiu, kiedy nagle nie zapanował nad kierownicą.
Samochód odbił w lewo i zderzył się z innym samochodem.
Uderzyłem głową w przednią szybę i zakręciło mi się w głowie.
Ostatnie co zauważyłem to pojazd Isabel i Neymara, który był już nieprzytomny...

__________________________________

No i 25, czyli ostatni i najbardziej chaotyczny rozdział.
Dzisiaj dodaję dwa, bo wyjeżdżam w czwartek i no. :)
Myślę, że 17 maja powinien pojawić się epilog a jakoś 25, czyli w niedzielę startujemy z nowym opowiadaniem o Jordim i Pilar. :))

Rozdział 24

Po długim i pełnym emocji pożegnaniu, wróciliśmy do domu.
Podróż powrotna minęła szybko i bezproblemowo.
Była sobota - dzień urodzin Neymara.
Zanim impreza się rozpoczęła pojechałam wcześniej sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Zdziwiłam się wchodząc do mieszkania Alvesa.
Każdy element był dopracowany.
Piłkarze siedzieli tam już, zupełnie trzeźwi.
W tym również drużyna reprezentacji Brazylii, za którą się stęskniłam.
A solenizanta jeszcze nie było.
Oscar mówił, że Ney miał zadzwonić, kiedy wyjedzie z biura.
Musiał załatwić jakieś formalności.
Alexis nie mógł wytrzymać i pochwalił się już, że zostaniemy małżeństwem.
Po serii gratulacji, oklasków i wrzasków ktoś zadzwoniłam do drzwi.
- Chować się, wszyscy! - powiedział Alves tonem, którego nie mógł słyszeć Neymar.
Każdy znalazł swoje miejsce.
Za szafkami, w szafkach, pod stołem, za kanapą, za drzwiami - wszędzie.
Alves zgasił światło i otworzył drzwi.
- Czeeść, jak dobrze, że jesteś - powiedział wesoło - wejdź.
Neymar powoli wszedł.
Nagle wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek i krzyknęli:
- NIESPODZIANKA!!!
Hulk bawił się w DJ'a i od razu puścił muzykę.
Ney stał i uśmiechał się wesoło.
Przywitał się z każdym i zabawa się zaczęła...

~~~

Muzyka leciała z każdej możliwej strony.
Po całym domu walały się balony i serpentyny.
Wszyscy leżeli tak wstawieni, że nie wiedzieli, jak się nazywają.
Fabs i Pique byli obok siebie.
- No chodź, kochanie. - mamrotał przez sen Pique przyciągając Fabregasa do siebie.
- Zostaw mnie gejuchu! - zaczął go odpychać Cesc.
Sytuacja wyglądała tak komicznie, że nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Alexis siedział obok mnie.
Śmiał się równie głośno, jak ja.
O dziwo nikogo tym nie obudziliśmy.
Stwierdziłam, że skoro wszyscy śpią to my też powinniśmy.
Wtuliłam się w niego i zasnęliśmy na siedząco...
Obudziło nas coś głośnego.
To tylko Cesc próbował zrobić śniadanie, które mu zupełnie nie wychodziło.
Kiedy otworzył szafkę z garnkami, wszystkie na niego wypadły robiąc przy tym wiele hałasu.
Po cichu odkopał patelnię i poukładał garnki na swoich miejscach.
Przyglądałam się Fabsowi, czego zupełnie nie zauważył.
Był tak pochłonięty swoją robotą.
Usmażył sobie jajecznicę i pochłonął ją całą w kilka minut.
Po obserwacji ponownie pogrążyłam się w śnie.
Byłam strasznie zmęczona...

~~~

- Najwyższa pora wracać! - szturchnęłam Alexisa w ramię.
- A która jest godzina? - jęknął.
- Dochodzi już szesnasta.
Sanchez szybko zerwał się na nogi.
Nie myślał, że przeleżymy tam tyle godzin.
Ja również wstałam, ubrałam kurtkę i pożegnałam się ze wszystkimi.
Wyszliśmy, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu.
W sumie, to nie było się gdzie spieszyć.
Alexis miał wolne od treningów.
A ja - nie pracowałam.
Mieliśmy sporo czasu dla siebie.
Mogliśmy ze spokojem planować nasz ślub, który miał odbyć się niedługo.
Byłam szczęśliwa, że to właśnie z Alexisem będę mogła związać się na zawsze.
Przynajmniej mam nadzieję, że na zawsze.
Uśmiechnęłam się do siebie i obróciłam głowę w prawo.
Za szybą samochodu widać było malownicze krajobrazy i naszą willę.
Tak, na reszcie mogę mówić "naszą".
Dojechaliśmy już do domu.
Wysiedliśmy i weszliśmy do środka.
Wszystko było zupełnie tak, jak przed naszym wyjazdem.
W sumie, to nie wiele mogliśmy tu zrobić od czwartku.
Zdjęłam kurtkę i pognałam do salonu.
Usiadłam na kanapie i włączyłam mój ulubiony serial.
Sanchez usiadł obok mnie, i siedzieliśmy tak przez kilka dobrych godzin.
Potem wpadł Jona z kilkoma innymi chłopakami i razem grali w Fifę.
Ja nareszcie miałam trochę czasu dla siebie.
Poszłam na górę i wykąpałam się, pomalowałam paznokcie i położyłam.
Późną nocą przyszedł Alexis. 
Wczołgał się do łóżka, objął mnie i razem zasnęliśmy...

__________________________________

No więc jest cudowna 24.
Nie mam nic do napisania o tym rozdziale, nie jestem w pełni zadowolona.
Ostatnio większą uwagę zwracam na pisanie opowiadania na drugi blog. :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 23

Oglądanie zdjęć przerwał nam Alexis.
Wszedł do pokoju i spiorunował spojrzeniem albumy, po czym speszony szybko zamknął je i pobiegł gdzieś schować.
Ja wraz z jego mamą nie mogłyśmy powstrzymać się od śmiechu.
Widok zawstydzonego Chilijczyka był przekomiczny.
Kiedy wrócił, jego mama stwierdziła, że nie będzie przeszkadzać.
Usiadł obok mnie i popatrzył w moje oczy.
- Błagam, powiedz, że nie widziałaś wszystkiego...
Nie mogłam wytrzymać.
Coś w środku we mnie pękło i zaczęłam się histerycznie śmiać.
- Oj Alexis, Alexis... Widziałam więcej, niż Ci się wydaje.
Chłopak zaczerwienił się lekko i uśmiechnął.
- Ale nie martw się, i tak byłeś przystojny.
Oboje zaśmialiśmy się i opadliśmy na łóżko.

~~~

Nie wiedziałam nawet kiedy udało nam się zasnąć.
Przespaliśmy pół dnia.
Już jutro wieczorem wracamy do Barcelony.
Myślałam, że obudzę się przed Alexisem.
O dziwo leżał podparty na łokciu i przyglądał mi się uważnie.
Uśmiechnęłam się do niego i dźgnęłam go w brzuch.
Oczywiście nie odbyło się bez większej wojny na poduszki, łaskotanie i dźganie.
Zmęczona już zupełnie skoczyłam na łóżko i położyłam się wygodnie.
Miał być obiad, ale nie poszłam na niego.
Po prostu mi się nie chciało.
Leżąc myślałam o planie imprezy urodzinowej dla Neya.
Wysłałam kilka smsów do Daniego z propozycjami.
Oczywiście zgodził się na każdy pomysł, bo razem z Oscarem nie mogli nic wymyślić.
Wiedziałam, że zajmą się tylko i wyłącznie sprawami alkoholu, bo w tym są zorientowani najlepiej.
W sumie to cieszyłam się, że mogę zorganizować tą imprezę.
O Neymarze miałam sporo pojęcia, w końcu byłam z nim.
Po kilku godzinach Alves napisał, że wszystko jest gotowe. 
Bałam się pomyśleć, co oni tam wykombinowali no ale cóż...
Wróciłam myślami do Chile.
Była już dziewiętnasta.
Zeszłam na dół, żeby pomóc w przygotowaniu kolacji.
Babcia i mama Alexisa krzątały się po kuchnii cały czas coś mieszając i przyprawiając.
Ja nakryłam do stołu i nakładałam porcję czegoś w rodzaju lazanii. 
Kiedy wszystko było gotowe, cała rodzina zasiadła przy stole.
Po kolacji poszłam spać, żeby się wyspać - w końcu jutro powrót...

~~~

Było wcześnie rano.
Alexis leżał na podłodze.
Zaśmiałam się cicho, bo przecież zasypiał obok mnie, na łóżku.
Przykryłam go kocem i podłożyłam poduszkę pod głowę.
Poszłam na dół, zjadłam jakieś szybkie śniadanie i wróciłam budzić Alexa.
Rzuciłam w niego poduszką.
On podskoczył i zauważył mnie od razu.
Uśmiechnął się i pocałował. 
Ja odwzajemniłam jego czynności.
Po wymienieniu czułości, poszłam do łazienki się umyć, uczesać i przebrać.
Wybrałam krótkie spodenki, bluzkę Barcy z "9" i imieniem "Alexis".
Do tego jakieś wygodne trampki.
Przejrzałam się jeszcze w lusterku i wyszłam z łazienki.
Spakowałam już resztę ciuchów, które zabrał Sanchez.
Teraz tylko czekać na wieczór.
Co prawda będę tęsknić za matką i babcią mojego narzeczonego.
Obie są wspaniałymi kobietami, które od razu polubiłam.
Oczywiście, jego tata również wywarł na mnie pozytywne wrażenie.
Miał takie samo poczucie humoru jak Alexis.
Albo to Alexis miał takie samo poczucie humoru jak on...
No nie ważne.
Oboje byli do siebie podobni charakterami.
Sanchez siedział właśnie na dole pochłaniając śniadanie.
Zeszłam do niego po cichu i schowałam się za drzwiami.
Czekałam, aż wyjdzie.
Chciałam go wystraszyć.
Udało mi się.
Kiedy wychodził z kuchni, wyskoczyłam przed niego.
On zaś wrzasnął jak mała dziewczynka.
Zaśmiałam się i pocałowałam go.
Siedzieliśmy w pokoju i niczym się zorientowałam, było trzeba wyjechać...

__________________________________

No i jest, 23.
Nie jestem z niego jakoś specjalnie zadowolona, ale nic z tym nie zrobię.
Wczoraj odszedł wielki człowiek - Tito Vilanova.
Tito, gràcies per tot!





czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 22

Szliśmy gdzieś z Alexisem a ja zupełnie nie wiedziałam gdzie zmierzamy.
Dotarliśmy na piękną plażę.
Słońce zachodziło.
Usiedliśmy więc na piasku i przyglądaliśmy się mu.
Kiedy już ostatnie promyki rozświetlały plażę, Alexis pomógł mi wstać.
On sam szukał czegoś w kieszeni.
Widać było, że jest lekko zdenerwowany.
W końcu znalazł to co chciał.
W ręku trzymał niewielkie bordowo-granatowe pudełeczko.
Uklęknął przede mną a moim oczom ukazał się cudowny, złoty pierścionek.
- Isabel. Długo przygotowywałem kwestię, której musiałem zapomnieć w najważnejszej chwili mojego życia.
Ale mam jedno zasadnicze pytanie... Wyjdziesz za mnie?
Popłakałam się.
Z radości oczywiście.
Stałam tak jeszcze przez chwilę.
- Tak, tak, tak! - powiedziałam i pocałowałam go.
Założył pierścionek na mój serdeczny palec i przytulił mnie mocno.
Teraz miałam pewność, że mam skarb, który zostanie ze mną na zawsze.
Byłam obecnie najszczęśliwszą osobą na świecie.
- Najwyższy czas wrócić do domu. - uśmiechnął się do mnie mój narzeczony.
Narzeczony - jak to cudownie brzmi.
Splótł nasze palce i ruszył w stronę ulicy, na której znajdował się jego rodzinny dom.

~~~

Kiedy weszliśmy do środka wszyscy już na nas czekali.
- Przepraszamy za spóźnienie... - powiedziałam.
- Nic się nie stało. - odpowiedziała z uśmiechem babcia.
Ona doskonale wiedziała, co się stanie.
Odwzajemniłam jej uśmiech i usiadłam przy stole obok Alexisa.
- Kochani, mamy Wam coś do powiedzenia... - Sanchez wstał i dodał - ja i Isabel pobieramy się.
Jego rodzina zaczynała nam gratulować, cieszyć się i wszystko na raz.
Ja również byłam zadowolona z tego, że tak pozytywnie to przyjęli.
Cały dzień minął tak szybko...
Będzie trzeba jeszcze powiadomić chłopaków z drużyny, Shaki, Anto...
Wiedziałam, że mogę na nie liczyć i że z chęcią pomogą mi w przygotowaniach do ślubu.
A chłopaki będą mieli kolejny powód do imprezowania.
Z uśmiechem poszłam się położyć spać.
Byłam strasznie zmęczona...

~~~

Rano obudziłam się z poczuciem, że ktoś leży obok.
Nie pomyliłam się.
Przy mnie jak zwykle spał Alexis.
Pocałowałam go delikatnie tak, żeby go nie obudzić i poszłam wziąć prysznic.
Po kąpieli owinęłam włosy w ręcznik i przebrałam się.
Makijaż ogarnęłam w miarę szybko jak na mnie.
Byłam już gotowa na przedostatni dzień w Chile.
Zrobiłam śniadanie dla całej rodziny.
Lubiłam to robić.
Przygotowałam miejsca przy stole dla wszystkich i usiadłam wygodnie popijając herbatę.
- Zostawiłaś mnie. - powiedział schodzący po schodach Alexis z udawanym oburzeniem.
- Oj przepraszam no. - uśmiechnęłam się i przytuliłam go.
- Oo, śniadanie. Jak miło. - powiedział.
- Tylko nie zjedz wszystkiego. - zaśmiałam się.
Do kuchni weszli jego rodzice i babcia.
- No, Isabel, postarałaś się. - powiedzieli zgodnie.
Byłam zadowolona, że udało mi się zaplusować.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się promiennie.
Wszyscy przystąpili do jedzenia.
Po śniadaniu pognałam na górę, żeby popakować niepotrzebne już rzeczy.
Połowa walizki była zapełniona.
Już jutro wracamy do domu a w sobotę urodziny Neya.
Właśnie...
Miałam pomóc chłopakom w przygotowaniach.
Ale miałam na to jeszcze dwa dni.
Kiedy już nas spakowałam położyłam się.
Obok mnie usiadła mama Sancheza.
- Isabel, masz może ochotę pooglądać zdjęcia Alexisa z dzieciństwa?
Zaśmiałam się.
- No jasne! - odparłam entuzjastycznie.
Już po chwili rodzicielka Sancheza siedziała koło mnie z trzema ogromnymi albumami.

__________________________________

Rozdział wyjątkowo w czwartek, dopóki jeszcze internet działa.
Znając życie i tak się wyłączy, więc korzystam póki mogę. :)
Następny przepisowo w sobotę, o ile modem będzie ze mną współpracował.

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. :)
Pozdrówki. :*

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 21


Po śniadaniu posiedzieliśmy w salonie.
Do Alexisa ktoś zadzwonił.
Przez pół godziny krążył po całym pokoju rozmawiając przez telefon.
W końcu zakończył rozmowę.
Był wyraźnie ucieszony.
Powiedział tylko:
- Ubieraj się, dzisiaj wyjeżdżamy.
Nie wiedziałam gdzie ma zamiar jechać.
Zrobiłam to, co mi kazał.
Umalowałam się jeszcze i uczesałam włosy.
Alexis w tym czasie też zajmował się sobą.
Kiedy czekałam na dole zbiegł po schodach i w locie złapał mnie za rękę.
Otworzył mi drzwi do samochodu i sam zajął miejsce kierowcy. 
- Czy możesz powiedzieć mi, o co chodzi i gdzie się tak spieszymy? 
Sanchez odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
- Jedziemy do mojej rodziny, do Chile. 
Szczęka mi opadła.
Do jego rodziny?
Jak to?
Przecież nie byłam gotowa.
- No to zaskoczyłeś mnie trochę. Jak długo masz tam zamiar być?
- Trzy dni. - odpowiedział wesoło.
- Trzy dni? Przecież nie mamy spakowanych walizek...
- Spokojnie Kochana, zająłem się tym. - machnął lekko głową na tylne siedzenia.
Odwróciłam się.
Leżała tam walizka.
"Okej" pomyślałam.
Miałam tylko nadzieję, że spakował jakieś w miarę dobre I CZYSTE ubrania.

~~~

Po kilku godzinach spędzonych na lotnisku siedzieliśmy już w samolocie.
Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na lotnisko w Barcelonie i samolot ruszył.
W miarę szybko znaleźliśmy się na wysokości, gdzie można było odpiąć pasy.
Wyjęłam z torby laptopa i postanowiłam sprawdzić Facebooka.
100 wiadomości nieodebranych, ponad 200 powiadomień i 30 zaproszeń do znajomych.
Chyba pobiłam rekord.
Nie chciałam odbierać wiadomości, przyjmować zaproszeń ani przeglądać powiadomienia o tym, że znajomy zaprosił mnie do zagrania w grę.
Męczyły mnie już takiego typu wieści więc zamknęłam laptopa.
Obróciłam głowę w lewo.
Obok mnie siedział śpiący Alexis.
Założę się, że przespałby nawet wojnę.
Uśmiechnęłam się do siebie i również pogrążyłam się we śnie...
Obudził nas powiew wiatru.
Wylądowaliśmy.
Przez okienko samolotu wdzierało się Chilijskie słońce.
Alexis uśmiechnął się do siebie i pocałował mnie delikatnie.
Wyszliśmy ze środka i udaliśmy się do autobusu, który miał za zadanie dowieść nas do hali przylotów.
Nadszedł najdłuższy i najbardziej nudny moment - czekanie na walizki.
Na taśmie pojawiały się te same walizki.
Nigdzie nie było widać naszej.
Już zaczynałam się zamartwiać, kiedy w końcu pojawiła się.
Na samym końcu wjechała nasza średniej wielkości, czarna walizka z czerwoną wstążką.
Alexis złapał walizkę i chwycił mnie za rękę.
Przed lotniskiem miał czekać jego tata José, który miał zawieść nas do rodzinnego domu Alexisa.
Tak też było.
Po wyjściu zauważyliśmy pogodnego mężczyznę idącego w naszym kierunku.
W pierwszej kolejności przywitał się ze swoim synem.
Przytulali się przez chyba 15 minut.
Następnie podszedł do mnie.
- A Ty musisz być tą dziewczyną, o której Alexis tyle mi opowiadał. Isabel, prawda? - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Tak, proszę pana, Isabel. - oblana rumieńcem po jego ostatnich słowach uścisnęłam delikatnie rękę José, którą pocałował jak na dżentelmena przystało.
Teraz już wiem, za kim Alexis to ma.
Wsiedliśmy wspólnie do samochodu i ruszyliśmy. 

~~~

Przejeżdżaliśmy przez wiele urokliwych uliczek aż w końcu dotarliśmy.
Zaparkowaliśmy przed dwupiętrowym, sporym domkiem.
Był biały a jego dach czarny.
Widać było, że właściciele o niego dbają.
Alexis otworzył mi drzwi i zabrał walizkę.
Weszliśmy do środka.
Przywitały nas babcia i mama Alexisa.
Obie były bardzo wesołymi i pogodnymi kobietami.
Po zaprzyjaźnieniu się z jego rodziną nadszedł czas na obiad.
Byłam potwornie głodna.
W końcu nie jadłam nic od kilku godzin.
Poszłam do kuchni.
Stała tam babcia Alexisa gotująca obiad.
- Pomóc w czymś? - podeszłam do niej i uśmiechnęłam się.
- Nie, nie trzeba. - odpowiedziała - możesz zrobić dla mnie tylko jedno...
Odwróciłam głowę w jej stronę.
- Słucham.
- Obiecaj mi, że nigdy nie zostawisz Alexisa...
Spojrzałam na nią i zaśmiałam się. 
- Nawet nie miałam tego w planach. 
Babcia uśmiechnęła się.
- To dobrze. Nie wiesz nawet, jak bardzo mu na Tobie zależy i jakie ma co do Ciebie plany.
Po tych ostatnich słowach pogrążyłam się w myśleniu.
O czym wiedziała babcia Alexisa?
Otrząsnęłam się z myślenia kiedy do kuchni wszedł Sanchez.
- Długo będziemy musieli czekać? Zgłodniałem. - zaśmiał się.
- Spokojnie, jeszcze chwila. - odparła babcia.
Alexis pokazał, że mam iść z nim.
- Babciu, idziemy się przejść. Wrócimy potem.
Kobieta zgodziła się, puściła mi oczko i wróciła do pracy...

__________________________________

Dzisiaj znowu później, ale musiałam wyjechać o 8:30 i wróciłam niedawno do domu. :)
Mam nadzieję, że się spodoba.
Rozdział zadedykuję Gosi , która jest wierną czytelniczką i czeka na następnego bloga. :D
Poza tym chciałabym Wam podziękować za równe 1000 wyświetleń, jesteście wspaniali. ♥
Miłego wieczorku, cześć. :)

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 20

Byliśmy już w hali odlotów.
Ja, Oscar, Neymar i Alves.
Reszta piłkarzy machała nam jeszcze.
Odmachaliśmy im i ruszyliśmy w stronę autobusu, który miał podwieść nas do samolotu.
Wchodząc po schodach ostatni raz spojrzałam na Brazylię, i zniknęłam w samolocie.
Alves gadał z Neymarem o jego urodzinowych planach.
Wysłałam sms'a Alexisowi i usiadłam obok Oscara.
- Cieszysz się w ogóle, że przeprowadzam się do Barcelony? - spojrzał na mnie.
- No pewnie, że tak! Będę miała mojego najlepszego przyjaciela przy sobie. - uśmiechnęłam się.
On postąpił tak samo...
Cała droga minęła w spokoju.
Obudziłam się czując, że ktoś leży na moim ramieniu.
Był to śpiący Oscar.
Odwróciłam lekko głowę i zaśmiałam się.
Zobaczyłam Alvesa, który opierał się o Neya a On zaś leżał na Danim.
Wyglądali jak śpiące, słodkie bliźniaki.
Zrobiłam im zdjęcie, żeby je potem pokazać.
Mieliśmy zapinać pasy.
Szturchnęłam lekko Oscara, następnie zrobiłam to samo z Neyem i Alvesem.
Podczas lądowania nie było żadnych problemów.
Kiedy wysiedliśmy z samolotu, przywitało nas wschodzące słońce.
Uśmiechnęłam się do siebie i pognałam po bagaż.
Oświadczyłam chłopakom, że już niedługo się zobaczymy i uściskałam ich.
Wyszłam z hali przylotów i ujrzałam Jego.
Stał oparty o samochód i czekał na mnie.
W ręku trzymał bukiet cudownie kolorowych kwiatów.
Podbiegłam do Niego i rzuciłam mu się na szyję.
On objął mnie delikatnie.
- Isabel, tęskniłem, wiesz? - spojrzał na mnie i pocałował w czoło.
- Ja też, Alexis. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
Sanchez obdarzył mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i wręczył mi bukiet.
Włożył walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi.
Zajęłam miejsce na fotelu obok niego i czekałam.
Wsiadł do samochodu i zaśmiał się.
- Czas na niespodziankę. Gotowa? - odwrócił głowę w moją stronę.
Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam:
- Nie wiem na co mam być gotowa skoro nie wiem o co chodzi, ale chętnie się dowiem. - uśmiechnęłam się słodko.
- No to jedziemy w takim razie.
Byłam ciekawa, gdzie zawiezie mnie Alexis i co mnie tam czeka.
Przymknęłam oczy i przysnęłam.

~~~

Obudził mnie Sanchez.
Staliśmy przed Camp Nou.
Szczerze?
Nie spodziewałam się tego, że tu przyjadę od razu po powrocie.
Miałam nadzieję, że niespodzianką nie będzie kolejny trening.
Nie miałam racji.
Weszliśmy do środka.
Przeszliśmy przez tunel, który prowadzi na stadion.
To, co zobaczyłam było piękne.
Wszyscy piłkarze Barcy ( niektórzy wraz ze swoimi partnerkami) stali pod wielkim szyldem z napisem " Witaj w domu Isabel!! :) ".
Uśmiechnęłam się i uściskałam wszystkich.
Na całym stadionie walały się balony i serpentyny.
Na środku stał stolik z tortem, na którym pisało "Tęskniliśmy! :D".
Pokroiłam go i każdemu wręczyłam kawałek.
W rogach stały wielkie cztery głośniki z których rozbrzmiewała muzyka puszczana przez Jonathana.
Cieszyłam się, że chłopaki o mnie pamiętali.
Po kilkugodzinnej zabawie powitalnej na stadionie wraz z Alexisem wróciliśmy do domu.
Zdziwiło mnie to, że było tam całkowicie czysto.
Byłam zadowolona z tego powodu, ponieważ nie musiałam niczego sprzątać.
Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor, w którym miała lecieć powtórka meczu.
Poczułam czyiś oddech na karku.
Wiedziałam, że był to Sanchez.
Odwróciłam się i pocałowałam go najdelikatniej i najdłużej jak potrafiłam.
Potrzebowałam tego.
Alexis odwzajemniał pocałunki, to samo robiłam ja.
Nie wiedziałam kiedy - znalazłam się z nim w sypialni.
Nareszcie mogłam mieć Go dla siebie.
Znowu poczułam jego bliskość, ciepło i miłość, której brakowało mi przez tydzień.
Zasnęłam wtulona w Sancheza...

~~~

Rano obudziły mnie wpadające przez okna promienie Barcelońskiego słońca.
Uśmiechnęłam się do siebie i usiadłam wpatrując się w okno.
Obróciłam się w drugą stronę.
Alexis jeszcze smacznie spał.
Przetarłam oczy i zaczęłam szukać szlafroka.
Leżał zupełnie po drugiej stronie pokoju.
Z resztą, inne ubrania też walały się wszędzie.
Zaśmiałam się pod nosem.
Poskładałam elementy garderoby na łóżku i zeszłam na dół zrobić śniadanie.
Zbiegłam po schodach i znalazłam się już w kuchni.
Otworzyłam lodówkę i pomyślałam, co mogę zrobić z dostępnych produktów.
Wyjęłam jakieś sery i szynki.
Chleb jak zwykle leżał w szafce.
Zrobiłam kanapki, zaparzyłam herbatę i czekałam, aż Alexis się obudzi.
Usiadłam na blacie obserwując fale rozbijające się o brzeg morza.
Miałam jeszcze okazję żeby pomyśleć o tym, co mnie spotkało w Barcelonie.
Gdybym nie dostała tego biletu od mamy...
Nic tak fantastycznego by mnie już nie spotkało.
Jestem pewna, że będę jej za to dozgonnie wdzięczna.
Zastanawiałam się, dlaczego akurat ja?
Jakim cudem zwykła dziewczyna została obdarzona miłością przez Neymara i Alexisa Sancheza.
No i jeszcze poznałam tylu wspaniałych przyjaciół...
Pewnie nigdy nie znajdę na to żadnego racjonalnego wyjaśnienia.
Moje przemyślenia przerwał schodzący po schodach Alexis.
- Dzień dobry kochanie. - powiedział radośnie i pocałował mnie - jak się spało?
Spojrzałam na niego i odpowiedziałam:
- Fatalnie.
Sanchez zrobił smutną minę.
Od razu dodałam:
- Bo musiałam wstać i zostawić Cię samego.
Chłopak spojrzał na mnie i pocałował w czoło.
- Isabel, ja zawsze jestem do Twojej dyspozycji.
Zaśmiał się jeszcze uroczo i przystąpił do konsumowania śniadania...

__________________________________


Objętościowo jako-tako.
Dzisiaj rozdział wyjątkowo późno, ale party... XDD

Jeszcze 5 rozdziałów i epilog.
Drugie opowiadanie już się pisze. :)
Miłego wieczoru, xo. ♥

środa, 2 kwietnia 2014

Liebster Blog Award.

Dzisiaj tak odrobinę z innej beczki.
A mianowicie:
Zostałam nominowana do Liebster Blog Award.
Chciałabym podziękować za nominację właścicielce TEGO BLOGA (klik).

Podobnie jak Wiktoria, która mnie nominowała wyjaśnię, o co w tym chodzi.

Więc:
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Pytania, na które odpowiem:
1.Czy myślałaś długo nad fabułą bloga? 
2.Podobają Ci się chłopcy z długimi włosami? 
3.Ulub.Aktor? Jaka rola w jego wykonaniu wg. Ciebie była najlepsza? 
4.Jak walczysz z bezsennością? 
5.Czy jest jakieś miasto ,które w przyszłości musisz odwiedzić? 
6.Lubisz być w centrum uwagi czy raczej trzymać się na uboczu? 
7.Ile masz lat i jak długo zajmujesz się blogowaniem? 
8.Czy podoba Ci się mój blog? Która postać jest najciekawsza? 
9.Co sądzisz o ludziach,którzy się okaleczają? 
10.Ile miałaś lat jak nauczyłaś się jeździć na rowerze? 
11.Wymarzony chłopak...jakie powinien mieć cechy?

Odpowiedzi:
1. Nie, w ogóle nad nią nie myślałam. Wyszło samo z siebie.
Cały blog jest pisany zupełnie spontanicznie. :)
2. Jeżeli chodzi o takie do ramion, to nie.
To jest zdecydowanie obrzydliwe, zwłaszcza wtedy, kiedy chłopacy o nie nie dbają.
3. Adam Sandler. Według mnie najlepiej zagrał rolę Lennego Federa w "Duże dzieci" i "Jeszcze większe dzieci". Ogólnie, to w każdym filmie daje z siebie 100%. :)
4. W ogóle staram się z nią nie walczyć. I tak wiem, że przegram.
5. Koniecznie, koniecznie, koniecznie Barcelonę.
6. Nie lubię być ani w centrum uwagi, ani trzymać się na poboczu. Jakoś tak po środku mi najbardziej odpowiada. :)
7. Mam 13 lat, blogowaniem zajmuję się od lutego bieżącego roku.
8. Jest doskonały. Każdy rozdział jest ciekawy i z chęcią go czytam. Najbardziej podoba mi się postać Sary. :) 
9. Okaleczają się, bo chcą odreagować. Ale to przecież bez sensu. Nie sądzę o nich nic. Nie znam nikogo takiego, kto się okalecza.
10. Koło trzech, czterech. Nie pamiętam dokładnie.
11. Przede wszystkim powinien mieć poczucie humoru, być odważny, pomocny i wyrozumiały.



Niestety nie mam kogo nominować. 
Ale spokojnie, jeśli znajdę kogoś takiego to dam znać i powiadomię te osoby oraz dodam je do tego postu i wymyślę pytania. :) 

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 19

Nie musiałam żegnać się z reprezentacją Brazylii na długo. 
Wychodząc ze stołówki uściskałam jeszcze wszystkich i udałam się do pokoju, aby odpocząć po jedzeniu.
Leżałam chwilę, ale nie mogłam tak dłużej.
Zerwałam się na nogi i postanowiłam pobiegać trochę.
Założyłam bardziej wygodne buty i wybrałam się w drogę.

~~~

Opadłam zmęczona na łóżko.
Po trzech godzinach biegania miałam do tego pełne prawo.
Moje odpoczywanie przerwało pukanie do drzwi.
' Czego znowu?! ' pomyślałam i je otworzyłam.
Stał przed nimi zadowolony Oscar.
- Stało się coś? Ktoś chory? Potrzebujesz czegoś? - spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Nie, nic się nie stało. Wszyscy zdrowi, niczego nie potrzebuję. Po prostu postanowiłem odwiedzić najlepszą sąsiadkę. - poszerzył swój uśmiech i po chwili dodał - albo w sumie.. Stało się coś fantastycznego. 
Zastanawiałam się, co tak mogło go ucieszyć.
- No więc Oscarze, co Cię tak cieszy? - rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Po meczu wylatuję z Wami i będę współlokatorem Neymara. 
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
Ktoś, kto stał się jednym z moich najlepszych przyjaciół przez zaledwie sześć dni przeprowadza się do Barcelony.
Ucieszyłam się i przytuliłam go.
- Kiedy podjąłeś taką decyzję? 
- Wczoraj, po przemyśleniach. Nie chciałem się z Wami rozstawać i postanowiłem, że zapytam Neya o to, czy nie będę mógł pomieszkać z nim. 
On oczywiście ucieszył się i stwierdził, że nareszcie będzie miał z kim imprezować i grać w Fifę.
Oscar powiedział, że musi już spadać, żeby móc zjawić się na stadionie na czas.
Właśnie, mecz!
Miał zacząć się o dwudziestej.
Miałam jeszcze sporo czasu.
Puściłam sobie jakąś stację muzyczną w telewizji i włączyłam prostownicę.
Proste włosy spięłam w wysoki kucyk.
Poprawiłam delikatnie makijaż, przebrałam koszulkę na tą reprezentacji Brazylii i byłam gotowa.
Niczym się zorientowałam, było już wpół do ósmej.
Szybko wyszłam z hotelu i popędziłam na stadion.

~~~

Szukałam swojego miejsca na trybunach.
W końcu znalazłam je.
Usiadłam wygodnie i przyglądałam się murawie, na którą wchodzili już piłkarze.
Oscar, Neymar i Alves posłali mi uśmiechy i pomachali radośnie.
Ja odwzajemniłam ich czynności.
Chciałam wrócić do pozycji siedzącej, ale na stadionie rozbrzmiał początek hymnu Brazylii.
Stanęłam więc i zaczęłam śpiewać wraz z 60 tysiącami innych kibiców:

"Ouviram do Ipiranga as margens plácidas
De um povo heróico o brado retumbante.
E o sol da Liberdade em raios fúlgidos,
Brilhou no céu da Pátria nesse instante. [...]"

Po odśpiewaniu hymnu usiadłam.
Gwizdek sędziego rozpoczął mecz Brazylia-Japonia.
Indywidualna akcja Oscara lewym skrzydłem, który podał piłkę do Neymara zakończyła się pięknym golem, który już na początku ustalił wynik 1:0.
Japończycy pozwalają Brazylii na bardzo długie rozgrywanie akcji przed swoim polem karnym.
Luiz świetnie przyjmuje piłkę w polu karnym Japonii i decyduje się na strzał.
Udało się, kolejny gol dla Brazylii.
Cieszyłam się, że tak dobrze im idzie.
Nadszedł czas przerwy.
Piłkarze zeszli z boiska a ja wysłałam im sms'y w których pisałam, że jestem z nich dumna.
Oscar napisał, że to dzięki mnie tak dobrze im idzie.
Uśmiechnęłam się do telefonu.
Zaczęła się druga połowa.
Nie działo się w niej nic specjalnego.
Brazylijczycy sprawiali wrażenie zadowolonych z takiego wyniku meczu. 
W nonszalancki sposób rozgrywali stałe fragmenty gry.
W końcu mecz kończy się wynikiem 2:0 a sędzia ostatni raz gwiżdże.
Chłopaki zaczęli tańczyć i śpiewać z radości.
Byłam zadowolona i jednocześnie przybita.
Wiedziałam, że muszę się już z nimi pożegnać.

~~~

Kiedy kibice zeszli ze stadionu, udałam się do szatni chłopaków aby im pogratulować.
Weszłam do środka.
Było podejrzanie cicho i ciemno.
Nagle światła zapaliły się a każdy z piłkarzy miał na sobie koszulkę z napisem:
" Dziękujemy Isabel! "
Wzruszyłam się.
Chłopaki zebrali się wokół mnie i przytulili.
Było mi strasznie miło.
Nie spodziewałam się, że zrobią coś takiego.
Pogratulowałam każdemu z osobna i przy okazji - pożegnałam się.
Zostałam wyściskana tak, że przez godzinę podawali mnie sobie aby dostatecznie się ze mną pożegnać.
Wiedziałam, że już niedługo znowu ich zobaczę.
Mój dobry humor powrócił więc i uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Miałam już wychodzić na samolot, kiedy usłyszałam:
- Witamy w rodzinie, Isabel.
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechającego się Scolariego.
Te słowa były najlepszymi, jakie kiedykolwiek usłyszałam (oczywiście zaraz po "Kocham Cię" Alexisa). 
Z selekcjonerem również się pożegnałam.
Najwyższy czas jechać na lotnisko...

__________________________________

Lalala.
Już jest 19.
Dzisiaj wyjątkowo później, ale jest taka ładna pogoda, że musiałam wyjść.
Myślałam już, że w ogóle mi się nie uda - a tu proszę.
Mam nadzieję, że się Wam podoba.
Miłego popołudnia. :* 

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 18

Rano obudziło mnie pukanie.
Wyczołgałam się z łóżka i powoli poczłapałam w stronę drzwi.
Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam uśmiechniętego Oscara.
- Isabel, obiad jest. Idziesz? - spojrzał na mnie.
Pomyślałam, że dobrze byłoby coś w końcu zjeść.
Pognałam do pokoju, uczesałam się i przebrałam.
Po kilku minutach byłam gotowa i oznajmiłam Oscarowi, że możemy iść.
Całą drogę musiałam się tłumaczyć, co robiłam z Neymarem.
Kiedy skończyłam, spojrzał na mnie i poruszył brwiami.
- No nie ładnie Isabel, nie ładnie. - powiedział, za co oberwał w żebra - połamiesz mnie zaraz! - dodał.
Zaśmiałam się tylko.
Nie chciałam, żeby uważał mnie za taką, która uwodzi wszystkich i potem ich zostawia.
Miałam swojego jedynego, wspaniałego Alexisa, którego miałam zobaczyć już za dwa dni.
Dzisiaj miał być kolejny trening, tym razem wieczorem, a jutro - mecz.

~~~

Po obiedzie resztę dnia do treningu spędziłam w pokoju.
Nareszcie miałam czas dla siebie i mogłam odpocząć.
Zrobiłam sobie jeszcze mini spa w pokoju.
Zadbałam o swoje paznokcie, włosy i twarz.
Wiedziałam, że potem nie będę już miała czasu a przecież nie chciałam wracać do Barcelony wyglądając jak któreś tam nieszczęście.
Trening miał odbyć się o godzinie dziewiętnastej.
No cóż, nic nie mogłam zrobić.
Chociaż moim zdaniem piłkarze o tej godzinie powinni spać, żeby jutro być wypoczętym na mecz.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
Była już szósta wieczorem. 
Miałam jeszcze godzinę, więc zeszłam na dół.
Byłam już gotowa a nie chciało mi się siedzieć w pokoju.
Zajęłam wygodne miejsce na sofie, która stała w lobby.
Posiedziałam na Facebooku, Twitterze i dodałam nową fotkę na Instagrama.
Czas mijał szybko.
Pod hotelem stał już bus zawożący piłkarzy na trening.
Chłopaki schodzili, albo nie, zbiegali ze schodów.
Za wszelką cenę chcieli zająć najlepsze miejsca.
Ja siedziałam, patrzyłam i śmiałam się z nich.
Przepychając się wyglądali przekomicznie.
Ja sama chciałam wejść ostatnia, ale podbiegł do mnie Alves i zaciągnął do pojazdu na sam koniec.
Siedzieli tam jeszcze Oscar, Luiz i Neymar.
Ja zajęłam miejsce pomiędzy Neyem a Oscarem a Dani usiadł przy oknie, obok Luiza.
Całą drogę śmialiśmy się, nie wiadomo było z czego.
Reszta piłkarzy próbowała nas uciszyć, ale bezskutecznie.
Całą drogę śpiewaliśmy piosenki.
Dani z Luizem próbowali się przekrzyczeć.
Chcieli udowodnić, który z nich jest głośniejszy.
Oscar tańczył na środku busa i kilka razy sturlał się do kierowcy, co wyglądało komicznie.

~~~

Dojechaliśmy.
Weszliśmy razem do ośrodka treningowego.
Jak zwykle - marsz do szatni, przywitanie, omówienie wszystkiego, rozdzielenie ćwiczeń, mini mecz, koniec.
Tak mijał każdy trening.
To już była moja rutyna.
Kilka razy w tygodniu musiałam budzić się wcześnie albo później.
Co prawda nie nudziło mnie to nigdy, na treningach zawsze działo się coś ciekawego
Myśl o tym, że już od pojutrza nie będzie treningów z reprezentacją Brazylii tylko z piłkarzami FC Barcelony jakoś mnie cieszyła.
Tęskniłam za widokiem chłopaków.
Za ich gonitwami.
Zabawami.
Tutaj liczyły się tylko zadawane przez Scolariego ćwiczenia.
NARESZCZIE (?).
Trening dobiegł końca.
Od razu udałam się do hotelu.
Weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i chwyciłam za telefon.
Postanowiłam napisać do Alexisa.
" Tęsknię strasznie, ale na szczęście jutro w nocy wracam do Barcelony. Mam nadzieję, że byłeś grzeczny przez ten tydzień.
Ściskam, całuję, tęsknię i kocham. :*
~Isabel "
Jeszcze tylko wyślij i... dostarczono.
Nie minęło dużo czasu i dostałam odpowiedź.
" Ja też tęsknię. Cieszę się, że już jutro przyjeżdżasz i będę miał Cię tylko dla siebie. <3
Chłopaki też się stęsknili. Ciągle pytają się, co tam u Ciebie i czy w ogóle jeszcze żyjesz.
Mamy niespodziankę. :)
~Alexis "
'Niespodzianka tak?' pomyślałam.
W sumie, to lubiłam niespodzianki.
Nigdy nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Długo leżałam zastanawiając się, co moje kochanie mogło przygotować.
W końcu po godzinnym rozmyślaniu uśmiechnęłam się do telefonu i pogrążyłam się w głębokim śnie.

~~~

Obudziłam się rano.
Nie chciałam marnować ostatniego dnia w Brazylii, więc od razu zajęłam się sobą.
Popakowałam resztę rzeczy i walizka stała spakowana.
Umyłam się, przebrałam i umalowałam.
Mój strój składał się z domowej koszulki Barcelony z numerem '9', szortów i czerwonych trampek.
Podeszłam do lustra i przejrzałam się jeszcze raz.
Wiedziałam, że już dzisiaj późniejszym wieczorem zobaczę mojego najcudowniejszego chłopaka.
Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi.
Z uśmiechem schodziłam na śniadanie.
Będąc na stołówce nałożyłam sobie owoców i wzięłam sok.
Dosiadłam się do Oscara, Luiza, Alvesa i Neymara, którzy nie byli w zbyt dobrych nastrojach.
Spojrzałam na nich i zapytałam:
- A Wam co? 
- No bo musimy dzisiaj wyjechać... - powiedział podparty na łokciu Dani, błądzący widelcem po talerzu.
- Ale przecież jeszcze się zobaczycie, no ej. - spojrzałam na niego.
Chłopacy uśmiechnęli się. Oscar spojrzał na mnie i odpowiedział:
- W sumie, masz racje. Niedługo na pewno wpadniemy do Was, do Barcelony - mamy powód. - wyszczerzył się, wstał od stołu i pociągnął mnie gdzieś.
Za nami poszedł Alves, który sprawiał wrażenie, że wie, o czym Oscar mi powie.
Stanęliśmy z daleka od stołu, przy którym zostali Neymar z Luizem.
- Isabel, wiesz, że Ney ma niedługo urodziny, prawda? - spojrzał na mnie Alves.
- Tak, wiem. I pewnie właśnie z tego powodu wpadniecie, prawda Oscar? - rzuciłam spojrzenie w jego stronę a On cieszył się jak głupi.
- Prawda, Isabel. Chcieliśmy w Barcelonie urządzić przyjęcie dla Neymara. Dani skontaktował się już z chłopakami i postanowiliśmy, że wyprawimy urodziny właśnie w jego domu. 
Alves dodał tylko, że wszyscy koniecznie muszą na nich być i że szczegóły poda mi potem.
Byłam ucieszona jeszcze bardziej niż przedtem.

__________________________________

No i jest osiemnastka.
Powolutku, powolutku zbliżamy się do końca.

Nie będę zdradzać zbyt wielu szczegółów.
Mam nadzieję, że objętość rozdziału Wam odpowiada.
A już jutro:



El Clasico.
Chłopaki - do boju!



sobota, 15 marca 2014

Rozdział 17

Nadszedł dzień pierwszego treningu.
Cała reprezentacja Brazylii była już na miejscu.
Ja oczywiście weszłam ostatnia.
Piłkarze przebierali się w szatni a ja weszłam na boisko.
Na ławce siedział starszy mężczyzna, jakoś koło 60.
Kiedy mnie zobaczył, od razu wstał, podszedł do mnie i uśmiechnął się.
- Panna Isabel, prawda? - spojrzał na mnie i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Prawda, a Pan to zapewne Luiz Felipe Scolari? - uścisnęłam rękę mężczyzny a on ucałował ją i ukłonił się - owszem.
Pogadaliśmy sobie dopóki piłkarze nie wyszli z szatni.
W końcu zaczął się trening.
Chłopaki mieli zrobić 60 okrążeń, następnie mieli poćwiczyć z piłkami.
Żaden z nich nie narzekał i nie obijał się.
Wiedzieli, że muszą się postarać.
Co jakiś czas widziałam spojrzenia i uśmiechy ze strony boiska.
Ich nadawcami byli Neymar, Alves, Oscar i Luiz.
Reszta też, ale robili to znacznie rzadziej niż Oni.
Oczywiście odwzajemniałam im je.
Po jakimś czasie siedzenia, znudziłam się.
Poszłam więc po piłkę i gdzieś z tyłu odbijałam ją nogą.
Widziałam, jak chłopaki patrzą na mnie z zachwytem.
Nie zależało mi na tym.
Bawiłam się piłką jakby przyciągał ją do mnie magnes.
Dawno nie grałam, więc zdziwiło mnie to, że jeszcze tyle potrafię.

~~~

Po kilkugodzinnym treningu wszyscy wróciliśmy do hotelu.
Scolari podziękował mi za pomoc i pochwalił za moją grę.
Podziękowałam mu, to był zaszczyt usłyszeć to od Niego.
Wraz z piłkarzami jechałam w jednym autokarze.
Nie obyło się również bez drogi pełnej radości, dowcipów i wszystkiego, co jeszcze było możliwe.
Oscar siedział przy oknie, obok niego Alves.
Ja siedziałam obok nich.
Pilnowałam, aby przypadkiem się nie pozabijali.
W głowie cały czas miałam ich wojnę i przeprosiny Neymara, które nie dawały mi spokoju.
Zastanawiałam się, dlaczego o Nim myślę.
Przecież miałam zapomnieć o tym, co było.
Jak codziennie budziłam się w jego objęciach..
Skarciłam siebie w myślach i wróciłam do teraźniejszości.
Staliśmy już przed hotelem.
Nie wiedziałam, że myślenie o Neyu może zająć mi tyle czasu.
Wyczołgałam się z pojazdu i ruszyłam w stronę swojego pokoju.
Położyłam się i zadzwoniłam do Alexisa.
x Halo, Isabel, Kochanie. Stało się coś? - zapytał zatroskany.
Zaśmiałam się tylko i odpowiedziałam:
x Nie, głupolu. Po prostu dzwonię, bo Cię kocham.
x Jak tam w Brazylii?
Zamyśliłam się chwilę. 
x Wspaniale. Jest ciepło, chłopaki mnie polubili i pogodziłam się z Neymarem. - To ostatnie powiedziałam ciszej.
x Powinnaś się cieszyć. Sam przeprosił?
x Tak, przyszedł do mnie wczoraj.
Słyszałam, że Alexis jest lekko zadowolony z tego, że żyję z Neyem w zgodzie.
Nie mógł już znosić tej ciszy, kiedy siedzieli w szatni.
Gadaliśmy tak przez kilka godzin.
W końcu musiałam się rozłączyć.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Kiedy je otworzyłam, nikogo przed nimi nie było.
Na progu leżała tylko złożona kartka.
Podniosłam ją, rozejrzałam się i zamknęłam drzwi.

~~~

- " Spotkajmy się dzisiaj o 19 przy palmie przed hotelem. Mam nadzieję, że przyjdziesz. " - przeczytałam na głos.
Nadawca się nie podpisał.
Mimio wszystko i tak uśmiechnęłam się do siebie.
Spojrzałam na zegarek.
Wskazywał godzinę siedemnastą.
Miałam jeszcze dwie, żeby się przygotować na spotkanie z Anonimowym listonoszem.
Wyprostowanym włosom pozwoliłam opadać swobodnie. 
Nie wiedziałam z kim wychodzę i gdzie ale pomimo tego postanowiłam się elegancko ubrać.
Wybrałam granatową sukienkę z czarnym pasem powyżej bioder, czarne szpilki i kolczyki w kolorze butów.
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze.
Poprawiłam tylko rzęsy i byłam gotowa do wyjścia.

~~~

Dumnie przeszłam przez hotelowy hol i wyszłam na zewnątrz.
Schodziłam po schodach uważając na to, żeby się nie potknąć.
Rozejrzałam się.
Obok palmy, przy której byłam umówiona stał Neymar.
Na początku chciałam uciekać.
Nie wiedziałam, że to potoczy się tak szybko.
Kiedy już cofałam się do hotelu, zauważył mnie.
Nie pozostało mi nic innego tylko podejść bliżej.
- Witaj, Isabel. - pocałował moją dłoń.
Popatrzyłam na niego chwilę i obdarzyłam go TYLKO PRZYJACIELSKIM pocałunkiem w policzek.
Widziałam, że był zadowolony.
- Przepraszam, że nie podpisałem się na kartce i nic Ci nie wytłumaczyłem. Chciałem być tajemniczy. - spojrzał w moje oczy i zaśmiał się.
Ja również się wyszczerzyłam.
- Nic się nie stało. I tak nie miałam nic innego do roboty.
Czułam się niepewnie.
Miałam świadomość, że w Barcelonie został mój chłopak.
Ney to tylko przyjaciel, tak przynajmniej sobie wmawiałam.

~~~

Spotkanie mijało całkiem przyjemnie.
Razem z Neymarem chodziliśmy ślicznymi uliczkami Brazylii.
Zauroczyło mnie to miejsce.
Wiedziałam, że jeszcze kiedyś tutaj wrócę.
Po miłym spacerze wróciliśmy do hotelu.
Ney obdarzył mnie delikatnym pocałunkiem w policzek, przy którym przeszedł mnie przyjemny dreszcz i zniknął w budynku.
Kiedy stwierdziłam, że jest mi trochę zimno również weszłam do środka u od razu udałam się w stronę pokoju.
Leżałam już w łóżku. 
Myślałam o dzisiejszym dniu i o moim kochanym Alexisem, który czeka na mnie w Barcelonie i którego niedługo zobaczę.
Uśmiechnęłam się do siebie i powoli zasnęłam..

__________________________________

Udało się!
Rozdział miał być dodany z opóźnieniem ale nie wybaczyłabym sobie tego.
Tak więc jest obiecana tydzień temu 17.
Rozdział dedykuję Jessice, która tak czekała. XD
Miłej soboty, aw. ♥


                                                                                                    

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 16

Przekręciłam kluczyk w drzwiach.
Za mną nadal stał Oscar, trzymający moją walizkę i torbę.
Rozglądał się na boki i skakał w miejscu.
- A Tobie co? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
- MUSZĘ DO TOALEEEEEETY! - krzyknął Oscar.
- To leć. - odpowiedziałam mu i zaśmiałam się.
- Ale nie mooooogę, muszę wnieść Ci te torby.
Spojrzałam na niego i walnęłam się ręką w czoło kręcąc przy tym głową na boki.
- Dam sobie radę, serio. Ty lepiej idź już do tej toalety, bo ja nie mam zamiaru się spieszyć.
Odłożył torby i zaczął biec najszybciej, jak mógł.
- DZIĘKI! - krzyknął z końca korytarza.
Nie mówiłam mu, że może skorzystać u mnie.
Chciałam popatrzeć, jak się męczy.
Weszłam do swojego pokoju.
Było w nim wręcz cudownie.
Ogromne łóżko stało na środku pokoju, przy ścianie.
Po bokach były dwa nocne stoliki.
We wnęce na korytarzyku wmontowana była spora szafa.
Telewizor również był duży.
Ale w końcu to apartament, czego innego można było się spodziewać.
Zamknęłam za sobą drzwi i zabrałam się za rozpakowywanie.
Nie zajęło mi to mniej niż półtorej godziny.
W końcu było tego wszystkiego trochę.
Pomyślałam, że w końcu mogę się przebrać.
Po kilkugodzinnej, męczącej podróży samolotem tylko o tym marzyłam.
Wygrzebałam więc koszulkę Brazylii z numerem '10', do tego dobrałam jakieś szorty i wygodne trampki.
Wzięłam szybki prysznic, który od razu mnie orzeźwił.
Przebrałam się, wysuszyłam włosy i kiedy związywałam je w kucyk, ktoś zapukał do drzwi.
Niepewnie do nich podeszłam i wolno je otworzyłam.
Przed nimi stał... Neymar.
Trzymał wielkiego, pluszowego misia, który zakrywał go prawie całego.
- Czy wybaczysz Dużemu Misiowi? - powiedział Ney piskliwym głosem poruszając jednocześnie miśkiem.
- Idiota.. - powiedziałam pod nosem i mimowolnie zaśmiałam się.
Nie chciałam tego robić, ale coś w środku mnie zmusiło.
Ney podał mi misia i powiedział:
- Chciałbym pogadać... - po czym spojrzał się na mnie ze smutkiem w oczach i dodał - jeżeli nie chcesz to oczywiście, zrozumiem to.

~~~

Staliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę.
W końcu postanowiłam wpuścić go do środka.
- Wejdź... - powiedziałam cicho.
Chłopak powoli wszedł i usiadł na brzegu łóżka.
Zajęłam miejsce na przeciwko i zaczęłam:
- Mów lepiej, co masz mi do powiedzenia bo śpieszę się trochę. - powiedziałam z wyrzutem.
- Wiem, że zachowałem się jak kretyn wtedy, jak całowałem się z tą dziewczyną. Wiem, jak bardzo cierpiałaś. Teraz ja czuję to samo, kiedy widzę Cię z Alexisem. Ale zasłużyłem sobie na to po tym, co Ci zrobiłem. Jestem idiotą, debilem, to też wiem. Nie chcę już dłużej nie odzywać się do Ciebie. Chciałbym, żeby było jak dawniej. Moglibyśmy zostać chociaż przyjaciółmi.
Isabel, przepraszam Cię... - powiedział to a po jego policzku spłynęła łza.
Ja również nie mogłam się nie rozpłakać.
Widać było, że jego słowa są szczere i płyną prosto z serca.
Nie odpowiedziałam mu, tylko go przytuliłam.
Przytuliłam go tak, jak zrobiłam to za pierwszym razem.
Wyrwałam się z Jego objęć a On wytarł moje łzy swoją dłonią.
- Mam nadzieję, że z Alexisem Ci się ułoży i nie będziesz płakać przez niego, Księżniczko. - powiedział to i uśmiechnął się do mnie.
Ja również cieszyłam się, że wszystko wróciło do normy.
Może za szybko Mu wybaczyłam, ale nie potrafiłam być na niego zła, po prostu.
- Poza tym, fajną masz koszulkę.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Wiem. - odpowiedziałam dumnie.
Gadaliśmy tak jeszcze kilka godzin.
Dowiedziałam się, że zerwał już z tą blondi i jest sam.
Zdradziła go z jakimś Rafaelem.
Rozmowa leciała tak szybko, że dochodziła już 14.
Ney musiał iść, chciał się szykować na kolację i zdrzemnąć się trochę.
Ja cały czas z uśmiechem wpatrywałam się w misia, którego od Niego dostałam.

~~~

Około szesnastej ktoś znowu zapukał do drzwi i wyrwał mnie ze snu.
Tym razem był to zziajany Oscar.
- Ukryj mnie, proszę! - powiedział rozglądając się niepewnie.
Zobaczyłam, że trzyma coś w ręce.
Były to czyjeś ciuchy.
Przypomniała mi się sytuacja na Ciutat, kiedy Jona biegał z ubraniami Alexisa.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Nie ma sprawy, Oscar. Ale wytłumacz mi tylko - czyje to ciuchy i dlaczego musisz kryć się akurat u mnie?
- No więc, zacyganiłem ubrania Alvesowi i teraz tak jakby mnie goni. A wiadomo, że jest silniejszy i zabiłby mnie od razu. Pomyślałem, że ostatnim miejscem, gdzie będzie mnie szukał będzie właśnie Twój pokój - no i jestem.
Zamknęłam za nim drzwi.
Oboje wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
Ja śmiałam się głównie z tego, że Oscar był taki wystraszony.
A On śmiał się tak po prostu.
Nagle usłyszałam walenie do drzwi.
- Szlak! - krzyknął Oscar - słuchaj, Is. Powiedz mu, że mnie tu nie ma. Wtedy zrobię co tylko zechcesz.
Zaśmiałam się.
Chciałam odpowiedzieć, ale kiedy otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, On był już na tarasie za zasłoną.
Otworzyłam drzwi.
Moim oczom ukazał się wściekły Alves, który był bez koszulki, w samych spodenkach.
- Wiem, że tu jesteś, mały padalcu - wparował do pokoju.
Ja zaczęłam się śmiać.
Znowu nie mogłam się powstrzymać.
Nagle z balkonu wybiegł Oscar a za nim ubrany już Dani.
- JESZCZE CIĘ DORWĘ! - wrzeszczał chłopak goniąc Dos Santosa.
Cała sytuacja wyglądała przekomicznie.
Chłopaki poprawili mi humor jeszcze bardziej...

__________________________________

Rozdział  krótszy.
Jest to spowodowane tym, że w drugim półroczu mam więcej pracy.

Rozdział jako-tako mi się podoba.
Dedykuję go Marysi, bo 16.
Teraz cierpliwości - do soboty.

+Dzisiaj gramy mecz.
Niestety Iniesta nie został na niego powołany.
Jego żona poroniła.

Jest mi strasznie przykro z tego powodu.
Mam nadzieję, że wszystko będzie z Nim dobrze. :(
A no i dziewczyny, Wszystkiego Najlepszego.

                                                                                               



poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 15

Kiedy czytałam książkę leżąc obok śpiącego Alexisa stwierdziłam, że już mi się znudziła.
Z przyzwyczajenia spojrzałam na ekran telefonu, który od kilku godzin był włączony.
Była godzina dwunasta.
'O cholera' pomyślałam.
Przecież chłopaki mają trening.
Zbudziłam Alexa i ostrzegłam go, że w salonie leży Alba.
Zbiegłam na dół i zbudziłam jeszcze naszego gościa.
Kiedy już wiedział, gdzie jest wpadł w panikę.
Nie wiedział, co robił na imprezie i nie miał w co się przebrać.
- Przecież nie pójdę w garniturze na trening... - spojrzał na mnie.
Sanchez był już gotowy.
Wiedział, że Jordi nie ma ciuchów więc podał mu jakieś swoje i kazał mu się jak najszybciej przebierać.
Po pięciu minutach siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy na Ciutat Esportiva.
Trening miał zacząć się o trzynastej.
Byliśmy nawet przed czasem.
Poszłam zająć miejsce obok Taty.
Przywitałam się z nim ściskając mu dłoń.
Pogawędziliśmy trochę i kazał iść mi po chłopaków do szatni.
Weszłam bez pukania, w końcu mogłam.
Omal nie oberwałam z drzwi.
Z pomieszczenia wybiegł Jona, który trzymał czyjąś koszulkę, spodenki i korki.
Za nim wyleciał Alexis w samych gaciach i skarpetkach.
Zaczęli gonić się po całym boisku.
Reszta chłopaków już biegała posłusznie i podśmiewała się z nich.
Meksykanin zaczął biegać slalomem pomiędzy siedzeniami.
Kiedy chciał uciec schodami, zaczęłam go łaskotać.
- Ej, tak nie można! - krzyknął Jonathan chichocząc przy tym jak mała dziewczynka.
W końcu puścił ubrania, które sprawnie podniósł Alexis.
Pocałował mnie jeszcze w policzek, powiedział 'dziękuję' i zniknął w szatni, aby się przebrać.

~~~

Przyglądałam się treningowi przez dłuższy czas.
Rozmyślałam nad tym, jak poprawić kondycję drużyny.
Co jakiś czas czułam na sobie czyjeś spojrzenie.
Niespodziewanie podszedł do mnie Gerardo.
Powiedział, że ma dla mnie robotę.
W sobotę miało odbyć się zgrupowanie Brazylii.
Zgodziłam się, lecz niechętnie, starając się to ukryć.
Wiedziałam, że Neymar też tam będzie.
Po treningu weszłam do szatni chłopaków i dopilnowałam, aby nikt nie zabierał sobie ubrań ani niczego innego.
Wszyscy byli grzeczni.
Nawet Jona i Alexis po tym meczu w Fifie odzywali się do siebie grzecznie.
- Chłopaki. - zaczęłam - w sobotę jadę na zgrupowanie w Brazylii.
Wszyscy spojrzeli się na mnie.
Neymar siedział bezczynnie i wiercił wzrokiem dziurę w ziemi.
Trudno, nie chciałam się nim przejmować.
Najważniejszy dla mnie był teraz Alexis.

~~~

Dni leciały bardzo szybko.
W końcu - sobota.
Wstałam rano, ogarnęłam się i przebrałam.
Do walizki wrzuciłam 'kilka' ciuchów i potrzebnych rzeczy.
Alexis odwiózł mnie na lotnisko i pożegnał.
Mieliśmy nie widzieć się przez tydzień.
Nie wiedziałam, jak dam sobie bez niego radę.
Będę tęsknić za tym jego ciepłem...
Udałam się na odprawę, potem bramki, które jak na złość - pikały jak zawsze.
Po porządnym przeszukaniu przez celników mogłam odpocząć.
Samolot miał wylatywać o 3:30, była dopiero 2:00.
Kątem oka zauważyłam, że piłkarze biegają po schodach prowadzących do samolotu w górę i w dół.
Zaśmiałam się pod nosem i udałam się do automatów, aby się czegoś napić...

~~~

Dochodziła godzina odlotu, więc autobus podwiózł mnie do samolotu.
Weszłam do środka i natychmiast zostałam przywitana.
- To pewnie nasza nowa znajoma. Nie powiem, bardzo ładna. - uśmiechnął się brązowooki, młody chłopak. 
Chłopacy zaczęli się z niego śmiać i mówić, że i tak mnie nie poderwie.
Alves powiedział mu, że jestem dziewczyną Alexisa.
Ale on nic sobie z tego nie zrobił.
Podszedł do mnie bliżej i wyciągnął rękę w moją stronę:
- Jestem Oscar. Oscar dos Santos Emboaba Júnior.
Uścisnęłam jego rękę i odpowiedziałam:
- Isabel Yazmin Canales. Ale wystarczy Is.
W szybkim tempie poznałam również resztę reprezentacji.
Wszyscy byli bardzo mili.
Nie spodziewałam się, że tak mnie polubią.
Luiz puszczał jakąś muzykę.
Cały czas repertuar się zmieniał.
W końcu kazali nam zapiąć pasy.
Zajęłam miejsce obok Oscara i Davida Luiza, czyli tych, których od razu polubiłam najbardziej.

~~~

Całą drogę przespałam na ramieniu Oscara, któremu najwyraźniej to nie przeszkadzało.
Widziałam te spojrzenia Neymara.
Cały czas miał żal i smutek w oczach.
Za każdym razem, kiedy czułam na sobie czyiś wzrok nasze spojrzenia się spotykały.
Otrząsnęłam się ze wspomnień.
Samolot już lądował.
Nienawidziłam tego uczucia, kiedy wznosił się, opadał i zakręcał.
Ale w końcu koła dotknęły pasa i byliśmy w Brazylii.
Kiedy wyszłam, natychmiast wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mojego chłopaka.
Powiedziałam mu, że szczęśliwie dolecieliśmy i czekam teraz za walizką, która okazała się być ostatnią wrzuconą na pas.
Przekazał mi pozdrowienia od chłopaków i mówił, że tęskni za mną bardzo a nie widzieliśmy się dopiero od kilku godzin.
Przed lotniskiem stał już bus, który miał zawieść nas do hotelu w którym byliśmy zakwaterowani.
Droga nie była długa.
Hotel znajdował się 3 km od lotniska.
Podróż minęła szybko i bez żadnych problemów...

~~~
Staliśmy przed wielkim hotelem.
Budynek miał 4 piętra, całe 4 posiadało tylko apartamenty.
Piętro to było wynajęte dla nas.
Weszliśmy do środka.
Wszyscy udali się do recepcji, aby odebrać klucze do pokoi.
Ja siedziałam i czekałam, aż wszyscy odejdą.
Co jakiś czas spoglądałam w stronę recepcji aby upewnić się, że nikt się przy niej nie kręci.
W końcu po trzydziestu minutach droga była wolna.
Podeszłam do recepcjonistki po moje klucze.
Miałam pokój numer 313, zupełnie na końcu piętra.
Cieszyłam się, że będę odizolowana od chłopaków.
Wchodziłam po schodach ze swoją torbą.
Nagle zbiegł z nich Oscar i zabrał moją torbę.
- Mała, nie dźwigaj lepiej bo jakoś Ci to nie idzie. - zaśmiał się.
Wysunęłam język i spojrzałam na niego.
- Który masz numer pokoju? - zapytał, kiedy dochodziliśmy już do pierwszego pomieszczenia.
- Trzysta trzynaście, zupełnie na końcu, z daleka od was. - uśmiechnęłam się dumnie.
Spojrzał na mnie, potem na tabliczkę os swojego kluczyka i jego wzrok wlepił się we mnie.
- No niezupełnie z daleka. Ja mam pokój zaraz obok Ciebie, trzysta czternaście.
Szczerze, nawet się ucieszyłam.
Dobrze, że Oscar miał pokój obok mnie a nie na przykład Neymar.
Czyli osoba, której nienawidziłam...

__________________________________

Proszę bardzo, mamy 15 z której nie jestem jakoś specjalnie zadowolona.
I od dzisiaj oficjalnie możecie spodziewać się kolejnych w soboty.
15 jest dzisiaj, bo chcę dotrzymać danego słowa.
Obecnie jestem w trakcie pisania osiemnastki.
Także no, mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za tą beznadzieje.
:* 
+ Wczoraj wygraliśmy z Almerią. Cieszymy się? :D

                                                                                                    

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 14

Rano obudził mnie jakiś hałas na dole.
Leżałam na łóżku przykryta kołdrą.

Byłam zdziwiona, bo zasypiałam przecież na podłodze.
Wiedziałam, że to sprawka Alexisa.
Chciałam zejść na dół sprawdzić, co On tam robi ale po prostu mi się nie chciało.
Próbowałam sięgnąć pilota, który leżał przy łóżku.
Niestety, wszystko tak potwornie bolało mnie po bitwie na poduszki, że nie dałam rady.
Ale nagle ktoś zjawił się w moim pokoju.
Był to Sanchez ze śniadaniem.
Na jego widok uśmiechnęłam się i od razu usiadłam na brzegu łóżka.
- Co dzisiaj mamy w ofercie szefa kuchni? - spojrzałam na niego.
On przyglądał się przez chwilę tacy i wydawało mi się, że układa sobie menu.
- Dziś specjalnie dla Pani jajecznica, sałatka z warzyw i szklanka soku. Na deser ciastko czekoladowo-waniliowe. 
Podeszłam do niego i od razu go pocałowałam.
Należało mu się za ten wysiłek.
Widziałam, że włożył dużo pracy w przygotowanie tego.
Na stoliku obok zauważyłam ogromny bukiet czerwonych róż.
W całym pokoju unosiła się przyjemna, delikatna woń kwiatów.
Alex podał mi tackę a ja zaczęłam jeść.
Wszystko było przepyszne.
Potem poszłam umyć zęby, przebrać się i ogarnąć.
Stanęłam przed lustrem.
Twarz orzeźwiłam sobie chlapnięciem zimnej wody.
Otarłam twarz miękkim ręcznikiem  i nałożyłam na nią krem.
Następnie przyszedł czas na zęby.
Na moją czarną szczoteczkę nałożyłam sporą ilość pasty i zaczęłam szorowanie.
Po piętnastu minutach poranną toaletę uważałam za zaliczoną.
Przyszedł czas na makijaż.
Składał się on głównie z tuszu do rzęs i błyszczyku.
Włosy upięłam w luźny kok.
Ubrałam się w czarne, długie legginsy, białą, luźną koszulkę i czarne vansopodobne trampki.

~~~

Na dole siedział Alex.
Grał w Fifę i był wyraźnie zdenerwowany, bo przegrywał 0:1.
Obok niego siedział Jona.
Triumfalnie się uśmiechał po zdobyciu tego jednego gola.
- Jonathan, jak miło mi Cię widzieć. - podeszłam do niego.
- Isabel, cześć! - wyszczerzył się na mój widok.
Przerwał grę i wstał aby mnie przytulić na przywitanie.
Alexis chrząknął.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
Lubiłam, kiedy był taki zazdrosny.
Wyrwałam się z objęć Jony i ruszyłam zająć miejsce obok mojego ukochanego.
Usiadłam i przyglądałam się ich grze.
Na ich twarzach wyraźnie malowały się emocje.
Miałam wrażenie, że przeżywają tą grę tak, jak każdy prawdziwy mecz.
W przerwie poszłam do kuchni, aby nalać im coś do picia i przynieś jakieś przekąski, bo popcorn się skończył.
Wyjęłam więc z szafki trzy szklanki i nalałam do nich coli.
W miskę wsypałam chrupki serowe i zaniosłam wszystko na stół.
- Kochana jesteś. - powiedzieli chórem i uśmiechnęli się do mnie.
Zaczęła się druga połowa.
Tyle wyzwisk, ile oni do siebie wykrzyczeli nie słyszałam nigdy.
- Ciota! - zaczął Alex.
- Frajer! - odciął się Jona.
- Nie umiesz grać!
- A Ty nie wiesz co to piłka!
- Bananowy chłopczyk!
- Idiota!
- Debil!
- Klepastar!
- Co to w ogóle znaczy? - zapytał się Alex.
Jonathan nie znał odpowiedzi więc obaj wybuchnęli histerycznym śmiechem.
Ja również nie mogłam się od niego powstrzymać.
Ich kłótnia wyglądała jakby kłóciła się dwójka dzieci w przedszkolu.

~~~

Po meczu, który zakończył się remisem 1:1 Jona i Alex siedzieli na kanapie i zajadali się resztką chrupek serowych, które były porozwalane wszędzie.
Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi domu Sancheza.
Był to Gerard.
Miał dla nas zaproszenie na jego imprezę urodzinową.
Oczywiście musieliśmy się koniecznie na nią wybrać.
W końcu były to jego 26 urodziny.
Tyle lat ma się tylko raz w życiu.
Jona musiał już iść.
Chciał się przygotować i pojechać po prezent dla solenizanta.
Ja z Alexem siedzieliśmy jeszcze chwilę w salonie.

~~~

Podzieliliśmy się zadaniami.
Ja szykowałam mi i Sanchezowi jakieś ubrania a on pojechał wybrać prezent dla Piqué.
Sobie wygrzebałam jakąś czarną sukienkę z kołnierzykiem.
Do niej dobrałam czarne szpilki i złote dodatki.
Alexisowi wybrałam białą koszulę, na której miała być założona czarna marynarka z garnituru.
Do czarnego kompletu dobrałam ciemny krawat z cieniutkimi, złotymi liniami.
Całość połączona ze sobą wyglądała idealnie.
Zaczęłam przygotowania.
Impreza miała zacząć się za półtorej godziny.
Alexisa wciąż nie było.
Ale wiedziałam, że on zawsze szybko się przygotowuje.
Umyłam włosy i wyprostowałam je.
Makijaż poprawiłam, usta pomalowałam czerwoną szminką.
Na końcu ubrałam sukienkę i byłam już gotowa do wyjścia.
Tymczasem przed domem zauważyłam auto Sancheza.
Wszedł do pokoju, podszedł do mnie i zamruczał mi do ucha:
- No no, Isabel, pięknie dziś wyglądasz. Z resztą, jak zwykle. - po czym sam zabrał się za przygotowania.
Wyszedł z łazienki po 30 minutach poprawiając krawat.
- Co mu kupiłeś? - zapytałam ciekawa.
Oboje wiedzieliśmy, że Geri miał zamiłowanie do nietypowych gadżetów.
- Odwiedziłem sklep z gadżetami i kupiłem mu grający krawat, pikselowe rękawice do gotowania bo to w końcu zdolny kucharz jest, i cukierkowe stringi. - uśmiechnął się.
- Krawat-okej, rękawice-okej ale CUKIERKOWE STRINGI?! - spojrzałam na niego - PO CO MU CUKIERKOWE STRINGI?!
- Żeby Shaki przeżyła z nim niezapomnianą, słodką noc.
Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Próbowałam sobie wyobrazić Gerarda w cukierkowych stringach.

~~~

Dochodziła dwudziesta - godzina rozpoczęcia imprezy.
Wsiedliśmy do czarnego Lamborghini Alexa i wyruszyliśmy w drogę.
Dojazd do domu Piqué nie zajął nam dużo czasu.
Kiedy byliśmy już na parkingu zauważyłam, że w środku palą się różnokolorowe światełka.
Zapukaliśmy do drzwi.
Otworzyła nam Shaki z Milanem na rękach.
- Witajcie. - uśmiechnęła się promiennie i wyściskała nas - jesteście pierwsi, Alexowi nie zdarza się to często.
Geri bawił się w DJ'a.
Cały czas zmieniał piosenki.
Ja i Alex złożyliśmy mu życzenia i podarowaliśmy prezent.
Otworzył go i omal nie tarzał się na ziemi ze śmiechu.
Nie dziwiłam mu się.
W końcu cukierkowe gacie to nie byle jaki prezent...
Gerard zniknął gdzieś na górze.
Ja z Shaki poznosiłyśmy przekąski a Alex bawił się z Milanem na dywanie w salonie.
Na stole stały już talerze z jedzeniem i alkohol.
Do drzwi zadzwonili następni goście.
Nagle zauważyłam, że ktoś zbiega ze schodów.
Był to Geri przebrany w... CUKIERKOWE STRINGI.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Nawet on śmiał się sam z siebie.
Podszedł do drzwi tanecznym krokiem i przywitał gości.
Byli to Sergio, Tello i Bartra.
Wszyscy trzej zwijali się ze śmiechu.
Reszta również nie pozostała obojętna.
Nawet Leo śmiał się tak głośno, że pewnie cała Barcelona go słyszała.

~~~

Była połowa imprezy.
Z głośników nadal rozbrzmiewała głośna muzyka.
Wszyscy tańczyli już lekko pijani.
Milan spał na górze.
Opiekowała się nim wynajęta przez Shaki niania.
W końcu nadeszła pora na wolne tańce.
Zaczęłam taniec z Alexisem.
Nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się dookoła.
Liczył się tylko on.
Po tańcach opadłam zmęczona na kanapę.
Niedaleko mnie siedział przygnębiony Neymar.
Coś ścisnęło mnie w sercu, kiedy na niego spojrzałam.
Odwróciłam szybko głowę i przypomniałam sobie, jak całował się z tą blondynką.
Miałam dość jego widoku, więc zmieniłam miejsce tak, aby go nie widzieć.
Alexis usiadł obok mnie i zaczął mnie całować.
Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać, więc mu się oddałam.

~~~

Siedzieliśmy tam już 4 godziny.
Wszyscy patrzeli na Gerarda, który nadal tańczył w swoich gatkach.
- Wiedziałem, że to będzie udany prezent. - zaśmiał się Alex.
Kiedy zmęczyło nas siedzenie i oboje byliśmy zmęczeni postanowiliśmy wrócić do domu.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wróciliśmy.
Ja kierowałam.
Alexis niestety wypił kilka drinków i wskazane mu było zajęcie miejsca pasażera.
Zaparkowałam idealnie, pierwszy raz w życiu.
Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się na górę.
Zasnęliśmy w tym, co mieliśmy na sobie.
Nie mieliśmy nawet sił, żeby się przebrać.

~~~

Obudziłam się rano.
Zeszłam na dół, aby się czegoś napić.
Byłam już w salonie, kiedy zauważyłam, że ktoś śpi na kanapie.
Zbliżyłam się i zobaczyłam...
Jordiego.
Co on tu robił i jak się dostał do domu Alexisa pewnie pozostanie tajemnicą.
Nie chciałam go budzić więc zrobiłam to co miałam zrobić i wróciłam po cichu na górę...

__________________________________

No to jednak się nie powstrzymałam. XD

Ale przynajmniej chciałam.
Jednak przekonało mnie ładne proszenie Oliwii, której dedykuje ten rozdział.

WPADAJCIE NA JEJ BLOGA:http://fcbarcelona-marzeniasiespelniaja.blogspot.com/
Uwierzcie mi, na prawdę warto. ♥
TYM RAZEM NA PEWNO, NA 1000% OBIECUJĘ, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE W PONIEDZIAŁEK.
Dobrej nocki, he. ♥


                                                                    
Moja piękna komputerowa tapeta. <3