sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 21


Po śniadaniu posiedzieliśmy w salonie.
Do Alexisa ktoś zadzwonił.
Przez pół godziny krążył po całym pokoju rozmawiając przez telefon.
W końcu zakończył rozmowę.
Był wyraźnie ucieszony.
Powiedział tylko:
- Ubieraj się, dzisiaj wyjeżdżamy.
Nie wiedziałam gdzie ma zamiar jechać.
Zrobiłam to, co mi kazał.
Umalowałam się jeszcze i uczesałam włosy.
Alexis w tym czasie też zajmował się sobą.
Kiedy czekałam na dole zbiegł po schodach i w locie złapał mnie za rękę.
Otworzył mi drzwi do samochodu i sam zajął miejsce kierowcy. 
- Czy możesz powiedzieć mi, o co chodzi i gdzie się tak spieszymy? 
Sanchez odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
- Jedziemy do mojej rodziny, do Chile. 
Szczęka mi opadła.
Do jego rodziny?
Jak to?
Przecież nie byłam gotowa.
- No to zaskoczyłeś mnie trochę. Jak długo masz tam zamiar być?
- Trzy dni. - odpowiedział wesoło.
- Trzy dni? Przecież nie mamy spakowanych walizek...
- Spokojnie Kochana, zająłem się tym. - machnął lekko głową na tylne siedzenia.
Odwróciłam się.
Leżała tam walizka.
"Okej" pomyślałam.
Miałam tylko nadzieję, że spakował jakieś w miarę dobre I CZYSTE ubrania.

~~~

Po kilku godzinach spędzonych na lotnisku siedzieliśmy już w samolocie.
Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na lotnisko w Barcelonie i samolot ruszył.
W miarę szybko znaleźliśmy się na wysokości, gdzie można było odpiąć pasy.
Wyjęłam z torby laptopa i postanowiłam sprawdzić Facebooka.
100 wiadomości nieodebranych, ponad 200 powiadomień i 30 zaproszeń do znajomych.
Chyba pobiłam rekord.
Nie chciałam odbierać wiadomości, przyjmować zaproszeń ani przeglądać powiadomienia o tym, że znajomy zaprosił mnie do zagrania w grę.
Męczyły mnie już takiego typu wieści więc zamknęłam laptopa.
Obróciłam głowę w lewo.
Obok mnie siedział śpiący Alexis.
Założę się, że przespałby nawet wojnę.
Uśmiechnęłam się do siebie i również pogrążyłam się we śnie...
Obudził nas powiew wiatru.
Wylądowaliśmy.
Przez okienko samolotu wdzierało się Chilijskie słońce.
Alexis uśmiechnął się do siebie i pocałował mnie delikatnie.
Wyszliśmy ze środka i udaliśmy się do autobusu, który miał za zadanie dowieść nas do hali przylotów.
Nadszedł najdłuższy i najbardziej nudny moment - czekanie na walizki.
Na taśmie pojawiały się te same walizki.
Nigdzie nie było widać naszej.
Już zaczynałam się zamartwiać, kiedy w końcu pojawiła się.
Na samym końcu wjechała nasza średniej wielkości, czarna walizka z czerwoną wstążką.
Alexis złapał walizkę i chwycił mnie za rękę.
Przed lotniskiem miał czekać jego tata José, który miał zawieść nas do rodzinnego domu Alexisa.
Tak też było.
Po wyjściu zauważyliśmy pogodnego mężczyznę idącego w naszym kierunku.
W pierwszej kolejności przywitał się ze swoim synem.
Przytulali się przez chyba 15 minut.
Następnie podszedł do mnie.
- A Ty musisz być tą dziewczyną, o której Alexis tyle mi opowiadał. Isabel, prawda? - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Tak, proszę pana, Isabel. - oblana rumieńcem po jego ostatnich słowach uścisnęłam delikatnie rękę José, którą pocałował jak na dżentelmena przystało.
Teraz już wiem, za kim Alexis to ma.
Wsiedliśmy wspólnie do samochodu i ruszyliśmy. 

~~~

Przejeżdżaliśmy przez wiele urokliwych uliczek aż w końcu dotarliśmy.
Zaparkowaliśmy przed dwupiętrowym, sporym domkiem.
Był biały a jego dach czarny.
Widać było, że właściciele o niego dbają.
Alexis otworzył mi drzwi i zabrał walizkę.
Weszliśmy do środka.
Przywitały nas babcia i mama Alexisa.
Obie były bardzo wesołymi i pogodnymi kobietami.
Po zaprzyjaźnieniu się z jego rodziną nadszedł czas na obiad.
Byłam potwornie głodna.
W końcu nie jadłam nic od kilku godzin.
Poszłam do kuchni.
Stała tam babcia Alexisa gotująca obiad.
- Pomóc w czymś? - podeszłam do niej i uśmiechnęłam się.
- Nie, nie trzeba. - odpowiedziała - możesz zrobić dla mnie tylko jedno...
Odwróciłam głowę w jej stronę.
- Słucham.
- Obiecaj mi, że nigdy nie zostawisz Alexisa...
Spojrzałam na nią i zaśmiałam się. 
- Nawet nie miałam tego w planach. 
Babcia uśmiechnęła się.
- To dobrze. Nie wiesz nawet, jak bardzo mu na Tobie zależy i jakie ma co do Ciebie plany.
Po tych ostatnich słowach pogrążyłam się w myśleniu.
O czym wiedziała babcia Alexisa?
Otrząsnęłam się z myślenia kiedy do kuchni wszedł Sanchez.
- Długo będziemy musieli czekać? Zgłodniałem. - zaśmiał się.
- Spokojnie, jeszcze chwila. - odparła babcia.
Alexis pokazał, że mam iść z nim.
- Babciu, idziemy się przejść. Wrócimy potem.
Kobieta zgodziła się, puściła mi oczko i wróciła do pracy...

__________________________________

Dzisiaj znowu później, ale musiałam wyjechać o 8:30 i wróciłam niedawno do domu. :)
Mam nadzieję, że się spodoba.
Rozdział zadedykuję Gosi , która jest wierną czytelniczką i czeka na następnego bloga. :D
Poza tym chciałabym Wam podziękować za równe 1000 wyświetleń, jesteście wspaniali. ♥
Miłego wieczorku, cześć. :)

3 komentarze:

  1. Dziękuje za dedykacje :D
    Alexis coś planuje ? Kolejny rozdział zapowiada się ciekawie ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma za co. :D
    Cierpliwości.. :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ouuu Alexis...intryguje mnie :p
    Czuję ,że coś kombinuje. Ciekaw co wymyśli. :D
    Zapraszam serdecznie na 12 rozdział z życia Sary.
    Pozdrawiam gorąco,Wigi <3
    http://themoordeath.blogspot.com/

    PS:Przepraszam za swoją nieobecność ,ale byłam ostatnio bardzo zajęta.Postaram sie wszystko nadrobić w czwartek lub piątek. Obiecuje :*

    OdpowiedzUsuń