sobota, 17 maja 2014

Epilog.

*TO możecie sobie puścić dla klimatu, jest lepiej*

Obudziłam się w niewielkim, białym pomieszczeniu.
Byłam podłączona do wielu aparatów.
Obejrzałam się w prawo.
Obok mnie leżał Alexis.
Nie oddychał samodzielnie, jego serce było słabe.
Głowę miał owiniętą w bandaże.
Szyję oplatał kołnierz.
Na jego widok rozpłakałam się.
Martwiłam się o to, czy przeżyje.
Przyglądałam mu się ocierając kolejne łzy.
On przecież nie mógł umrzeć, za bardzo go kochałam.
Potrzebowałam go.
Był dla mnie jak tlen, niezbędny do życia.
Nie mogłam go stracić, po prostu nie pogodziłabym się z tym.
On był dla mnie wszystkim.
Moim małym światem, który zawsze był przy mnie.
Pomagał mi, wspierał mnie w najtrudniejszych chwilach.
A teraz co?
Miałam go stracić przez jeden, głupi wypadek?
Zapewne w następnych salach leżeli Neymar z Reiną.
Nie wiedziałam, w jakim są stanie i czy w ogóle żyją.
Jaka ja byłam głupia...
Mogłam nie prosić jej o prowadzenie.
Mogłaby jeszcze żyć!
Z rozmyślania coś mnie wyrwało.
Usłyszałam jeden, ciągnący się dźwięk.
Było to coś w rodzaju pisku.
Wiedziałam, że to koniec.
On umiera - lekarze nic z nim nie zrobią.
Załamałam się.
- Już zawsze będę przy tobie. - powiedziałam resztkami sił.
Czułam tylko ucisk w klatce piersiowej i to, jak moje serce nagle kruszy się na miliony kawałeczków i zwalnia szybko, szybciej...
W końcu przestało bić, ja i mój narzeczony umarliśmy z miłości...


"Powodem dla którego śmierć tak mocno trzyma się życia nie jest biologiczna konieczność, lecz zawiść. 
Życie jest tak piękne, że śmierć się w nim zakochała zazdrosną, zaborczą miłością, która zagarnia wszystko, co się da. "

__________________________________

I takim akcentem kończymy to opowiadanie.

Muszę przyznać, że uroniłam łezkę jak pisałam ten epilog.
No cóż, ciężko będzie mi się pożegnać z tym blogiem, jest moim pierwszym, przywiązałam się.
Ale teraz zaczynam nowe opowiadanie, startujemy w niedzielę, 25 maja.
Już teraz możecie zapoznać się z bohaterami:
http://tal-vez-quieras-amor.blogspot.com/
W ogóle, dzisiaj gramy ważny mecz.
BARCA, DO BOJU!



sobota, 3 maja 2014

Rozdział 25

***3 miesiące później***


Te 3 miesiące minęły tak szybko...
Dzisiaj miał być dzień ślubu.
Stałam przed lustrem ostatni raz oglądając moją sukienkę.
Była cudowna; biała, długa, ze złotymi zdobieniami.
Dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam.
Podekscytowana tą całą sytuacją Reina stała obok mnie.
Po tym jak zadzwoniłam do niej z wiadomością o ślubie, wsiadła w pierwszy samolot, który leciał do Barcelony.
Od zawsze obiecywałam jej, że zostanie moją świadkową.
I dotrzymałam słowa - miała mi towarzyszyć w tak ważnym dniu.
Cieszyło mnie, że była tak wspaniałą przyjaciółką.
Tak bardzo zależało mi na tym, żeby wyglądać jak najlepiej.
Wiedziałam, że Reina ma dobry gust i pomoże mi w dopięciu wszystkiego na ostatni guzik.
Nie pomyliłam się.
Kiedy już upewniłam się, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik, ubrałam krótkie, białe futerko i zeszłam na dół.
Do kościoła miałam jechać samochodem.
Prowadziła Reina, moja świadkowa.
Mnie rozpierały emocje, które nie pozwoliłyby mi na prowadzenie samochodu...


***OCZAMI ALEXISA***

Stałem przed lustrem, przeglądałem się jak to zazwyczaj się robi przed ślubem.
Poprawiałem kołnierz koszuli, zapinałem marynarkę i poprawiałem fryzurę.
Byłem bardzo zestresowany.
W głowie miałem obraz Isabel przebranej w piękną, białą, długą suknię.
- Wszystko okej? - z myślenia i rozmarzania wyrwał mnie stojący obok Neymar.
- Tak, tak. - uśmiechnąłem się.
- Będzie dobrze - powiedział mój przyjaciel, uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu.
To może wydawać się dziwne, że moim świadkiem miał być akurat on.
Przecież Isabel była najpierw jego.
Na całe szczęście pogadaliśmy i wybaczyliśmy sobie.
Nie mogliśmy pokłócić się o dziewczynę.
Zbyt długo się znaliśmy, żeby popsuć tak długą przyjaźń.
- Gotowy? - zapytał Ney, który miał być kierowcą.
- Gotowy. - uśmiechnąłem się i ruszyłem do wyjścia.
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do samochodu...

***OCZAMI ISABEL***

Mijały kolejne minuty drogi.
Wraz z Reiną jechałyśmy już pół godziny.
Kościół, w którym miała odbyć się ceremonia był godzinę drogi z domu.
Śpiewałyśmy piosenki, cieszyłyśmy się razem i przypominałyśmy sobie nasze historie z dzieciństwa.
Tak dawno jej nie widziałam.
Musiałam opowiedzieć jej wszystko.
O Neymarze, o zgrupowaniu, pobycie w hotelu.
Wszystko było takie cudowne.
W pewnej chwili poczułam, jak samochód zarzuca nas w lewo.
Ostatnie co zobaczyłam przed utratą przytomności to samochód Alexisa i Reinę, z której głowy leciała krew...


***OCZAMI ALEXISA***

Właśnie byliśmy w drodze do kościoła.
Neymar siedział na siedzeniu kierowcy wesoły.
Planowaliśmy już jakąś imprezę z okazji ślubu, który miałem brać już za chwilę.
Ney przełączał stację w radiu, kiedy nagle nie zapanował nad kierownicą.
Samochód odbił w lewo i zderzył się z innym samochodem.
Uderzyłem głową w przednią szybę i zakręciło mi się w głowie.
Ostatnie co zauważyłem to pojazd Isabel i Neymara, który był już nieprzytomny...

__________________________________

No i 25, czyli ostatni i najbardziej chaotyczny rozdział.
Dzisiaj dodaję dwa, bo wyjeżdżam w czwartek i no. :)
Myślę, że 17 maja powinien pojawić się epilog a jakoś 25, czyli w niedzielę startujemy z nowym opowiadaniem o Jordim i Pilar. :))

Rozdział 24

Po długim i pełnym emocji pożegnaniu, wróciliśmy do domu.
Podróż powrotna minęła szybko i bezproblemowo.
Była sobota - dzień urodzin Neymara.
Zanim impreza się rozpoczęła pojechałam wcześniej sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Zdziwiłam się wchodząc do mieszkania Alvesa.
Każdy element był dopracowany.
Piłkarze siedzieli tam już, zupełnie trzeźwi.
W tym również drużyna reprezentacji Brazylii, za którą się stęskniłam.
A solenizanta jeszcze nie było.
Oscar mówił, że Ney miał zadzwonić, kiedy wyjedzie z biura.
Musiał załatwić jakieś formalności.
Alexis nie mógł wytrzymać i pochwalił się już, że zostaniemy małżeństwem.
Po serii gratulacji, oklasków i wrzasków ktoś zadzwoniłam do drzwi.
- Chować się, wszyscy! - powiedział Alves tonem, którego nie mógł słyszeć Neymar.
Każdy znalazł swoje miejsce.
Za szafkami, w szafkach, pod stołem, za kanapą, za drzwiami - wszędzie.
Alves zgasił światło i otworzył drzwi.
- Czeeść, jak dobrze, że jesteś - powiedział wesoło - wejdź.
Neymar powoli wszedł.
Nagle wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek i krzyknęli:
- NIESPODZIANKA!!!
Hulk bawił się w DJ'a i od razu puścił muzykę.
Ney stał i uśmiechał się wesoło.
Przywitał się z każdym i zabawa się zaczęła...

~~~

Muzyka leciała z każdej możliwej strony.
Po całym domu walały się balony i serpentyny.
Wszyscy leżeli tak wstawieni, że nie wiedzieli, jak się nazywają.
Fabs i Pique byli obok siebie.
- No chodź, kochanie. - mamrotał przez sen Pique przyciągając Fabregasa do siebie.
- Zostaw mnie gejuchu! - zaczął go odpychać Cesc.
Sytuacja wyglądała tak komicznie, że nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Alexis siedział obok mnie.
Śmiał się równie głośno, jak ja.
O dziwo nikogo tym nie obudziliśmy.
Stwierdziłam, że skoro wszyscy śpią to my też powinniśmy.
Wtuliłam się w niego i zasnęliśmy na siedząco...
Obudziło nas coś głośnego.
To tylko Cesc próbował zrobić śniadanie, które mu zupełnie nie wychodziło.
Kiedy otworzył szafkę z garnkami, wszystkie na niego wypadły robiąc przy tym wiele hałasu.
Po cichu odkopał patelnię i poukładał garnki na swoich miejscach.
Przyglądałam się Fabsowi, czego zupełnie nie zauważył.
Był tak pochłonięty swoją robotą.
Usmażył sobie jajecznicę i pochłonął ją całą w kilka minut.
Po obserwacji ponownie pogrążyłam się w śnie.
Byłam strasznie zmęczona...

~~~

- Najwyższa pora wracać! - szturchnęłam Alexisa w ramię.
- A która jest godzina? - jęknął.
- Dochodzi już szesnasta.
Sanchez szybko zerwał się na nogi.
Nie myślał, że przeleżymy tam tyle godzin.
Ja również wstałam, ubrałam kurtkę i pożegnałam się ze wszystkimi.
Wyszliśmy, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu.
W sumie, to nie było się gdzie spieszyć.
Alexis miał wolne od treningów.
A ja - nie pracowałam.
Mieliśmy sporo czasu dla siebie.
Mogliśmy ze spokojem planować nasz ślub, który miał odbyć się niedługo.
Byłam szczęśliwa, że to właśnie z Alexisem będę mogła związać się na zawsze.
Przynajmniej mam nadzieję, że na zawsze.
Uśmiechnęłam się do siebie i obróciłam głowę w prawo.
Za szybą samochodu widać było malownicze krajobrazy i naszą willę.
Tak, na reszcie mogę mówić "naszą".
Dojechaliśmy już do domu.
Wysiedliśmy i weszliśmy do środka.
Wszystko było zupełnie tak, jak przed naszym wyjazdem.
W sumie, to nie wiele mogliśmy tu zrobić od czwartku.
Zdjęłam kurtkę i pognałam do salonu.
Usiadłam na kanapie i włączyłam mój ulubiony serial.
Sanchez usiadł obok mnie, i siedzieliśmy tak przez kilka dobrych godzin.
Potem wpadł Jona z kilkoma innymi chłopakami i razem grali w Fifę.
Ja nareszcie miałam trochę czasu dla siebie.
Poszłam na górę i wykąpałam się, pomalowałam paznokcie i położyłam.
Późną nocą przyszedł Alexis. 
Wczołgał się do łóżka, objął mnie i razem zasnęliśmy...

__________________________________

No więc jest cudowna 24.
Nie mam nic do napisania o tym rozdziale, nie jestem w pełni zadowolona.
Ostatnio większą uwagę zwracam na pisanie opowiadania na drugi blog. :)